Forum Aniołki z piekła rodem xD Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Rozdział 26-28

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Aniołki z piekła rodem xD Strona Główna -> Harry Potter ;]
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Kathrine
Trup



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Budziwój zdrój JEAH! xD

PostWysłany: Sob 21:13, 15 Wrz 2007 Temat postu: Rozdział 26-28

Rozdział 26 - Gringotts
Ich plany były gotowe, ich przygotowania skończone; w najmniejszej sypialni, pojedynczy, długi, szorstki czarny włos (wyrwany ze swetra Hermiony, który nosiła w posiadłości Malfoyów) leżał skręcony w małym szklanym flakoniku na gzymsie kominka. „I ty będziesz używać jej różdżki?” powiedział Harry, wskazując w kierunku orzechowej różdżki „Więc sądzę, że będziesz bardzo przekonująca”. Hermiona spojrzała na różdżkę przestraszona tak jakby ona mogła ją ukłuć albo ugryźć gdyby chciała ją podnieść. „Nienawidzę tej rzeczy” powiedziała ściszonym głosem „Naprawdę nienawidzę jej. Czuje się z tym źle, to wszystko nie powinno tak być według mnie….to jest podobne trochę do niej”(lub: to jest jakby jej część?) Harry nie mógł pomóc, lecz pamiętał jak Hermiona pomogła mu opanować jego odrazę do różdżki z tarniny, przekonując go, że wyobrażał sobie różne rzeczy, kiedy nie działała tak samo jak jego własna, radząc mu po prostu ciągły trening. Zdecydował się nie powtarzać teraz jej własnej rady, chociaż wieczór ich próby napadu na bank Grinngotta był złym momentem na sprzeciwianie się jej. „To prawdopodobnie pomoże ci lepiej wejść w jej charakter”- powiedział Ron- „Pomyśl, co ta różdżka zrobiła” „Ale właśnie o to mi chodzi”- powiedziała Hermiona- „Tą różdżką torturowano rodziców Nevilla i kto wie kogo jeszcze! Tą różdżką zabito Syriusza!” Harry nie pomyślał o tym. Spojrzał na różdżkę i naszła go wielka ochota zniszczenia jej, przecięcia jej na pół mieczem, który wisiał na ścianie obok niego. „Tęsknię za swoją różdżką”- powiedziała przygnębiona Hermiona- „ Chciałabym, aby Ollivander także zrobił mi nową”. Ollivander przysłał Lunie nową różdżkę tego ranka. W tej chwili Luna była na podwórzu i testowała jej możliwości. Dean, który stracił swoją różdżkę (to the Snatchers ?) przyglądał się temu trochę pochmurnie. Harry spojrzał na głogową różdżkę (hawthorn=głóg), która kiedyś należała do Draco Malfoya. Był mile zaskoczony widząc, że działała ona u niego równie dobrze jak teraz u Hermiony. Pamiętając, co Ollivander mówił na temat działania różdżek, dobrze widział, o co chodzi Hermionie; nie wygrała ona lojalnie tej różdżki odbierając ją Bellatrix. Otworzyły się drzwi sypialni i do środka wszedł Griphook. Harry instynktownie sięgnął po rękojeść miecza i skierował go powoli w jego stronę lecz momentalnie pożałował tego ruchu. Goblin zauważył ten ruch. Znajdując odpowiedni moment powiedział „ Właśnie sprawdziliśmy wszystko, Griphook. Powiedzieliśmy Willowi i Fleur, że wyruszamy jutro i prosiliśmy, aby nie wstawali by nas zobaczyć.” Byli zgodni, co do tego, ponieważ Hermiona musiała przemienić się w Ballatrix zanim wyjdą, a im mniej Bill i Fleur wiedzieli lub podejrzewali cokolwiek, tym lepiej. Wytłumaczyli także, że nie będą wracać. Ponieważ w nocy kiedy złapali ich (the Snitchers?)zgubili stary namiot Perkinsa, Bill pożyczył im nowy. W tej chwili był on spakowany w zdobionej paciorkami torbie, która jak się Harry dowiedział, Hermiona chroniła przed Snitchers wypychając nią swoją skarpetkę. Chociaż wiedział, że zatęskni za Billem, Fleur, Luna i Deanem nie mówiąc już o domowym komforcie, którego zażywał ostatnio, Harry miał dość zamknięcia w Shell Cottage. Był zmęczony ciągły upewnianiem się, że nie są podsłuchiwani, zmęczony byciem zamkniętym w małej, ciemnej sypialni. Najbardziej jednak pragnął uwolnić się od Griphooka. Jednakże, dokładnie jak i kiedy oni mieli rozstać się z goblinem po przekazywaniu mu miecza Gryffindora pozostało pytaniem, na które Harry nie znalazł jeszcze odpowiedzi. Ciężko było zdecydować, kiedy to zrobią, ponieważ goblin nie odstępował ich na krok. „On mógłby dać mojej matce lekcje”- warknął Ron, ponieważ długie palce goblina ukazały się dookoła krawędzi drzwi dalej. Pamiętając ostrzeżenia Billa, Harry zaczął podejrzewać, że Griphook wypatrywał możliwego (skullduggery ?). Hermiona nie zgodziła się z nim w tej teorii, więc Harry zrezygnował z jej pomocy, w jaki sposób najlepiej to wykonać. Ron też nie miał żadnego pomysłu. Harry spał źle tej nocy. Leżąc w łóżku wspominał jak czuł się w noc, gdy infiltrowali Ministerstwo Magii i przypomniał sobie determinacje, prawie podekscytowanie. Teraz on doświadczał niepokoju dokuczającego wątpliwością: nie mógł pozbyć się strachu, że wszystko pójdzie nie tak jak trzeba. Ciągle sobie powtarzał, że ich plan jest bardzo dobry, że Griphook wiedział, wobec czemu oni stawali, że byli dobrze przygotowani na wszystkie trudności, które na pewno staną im na drodze. Raz czy dwa usłyszał jak Ron się porusza i był pewien, że on też nie śpi, ale pokój dzieli także z Deanem, więc Harry nie odezwał się słowem. Poczuł ulgę, kiedy o 6 rano mógł wyślizgnąć się ze śpiwora, ubrać w szaty i zakraść się do ogrody gdzie miał spotkać się z HermionA i Griphookiem. Świt był zimny, ale teraz, że to już maj zrobiło się cieplej. Harry spojrzał w niebo na ciągle migające gwiazdy i wsłuchał się w szum fal uderzających o klif. Będzie tęsknił za tym dźwiękiem. Minął grób Zgretka, w pobliżu, którego ziemia za jakiś czas pokryje się cała w kwiatach. Biały kamień, który nosił imię elfa zwietrzał już trochę. Harry uświadomił sobie, ze nie mogli znaleźć piękniejszego miejsca na grób Zgretka, ciężko mu będzie go tu zostawić. Patrząc z góry na grób zastanawiał się znów skąd Skrzat wiedział gdzie przyjść im z pomocą. Jego palce powędrowały z roztargnieniem w stronę torby nadal zawiązanej dookoła jego szyi i wyczuł w niej mały fragment lustra, w którym przysiągłby, że widział oko Dumbeldora. Wtedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i rozejrzał się. Bellatrix Lestrange szła w jego kierunku w towarzystwie Griphooka. Gdy szła chowała zdobioną paciorkami torbę do wewnętrznej kieszeni innego kompletu starych szat, które oni wzięli z Grimmauld Place. Chociaż Harry wiedział doskonale dobrze, że to była naprawdę Hermione, nie mógł znieść dreszczu obrzydzenia. Była wyższa niż on, miała długie czarne włosy spływające po plecach i pogardliwy wzrok, ale gdy tylko się odezwała usłyszał Hermione przez niski głos Bellatrix. „Ona smakowała gorzej niż Gurdyroots? W porządku, Ron, przyjdź tutaj teraz mogę zmienić ciebie...” „Dobrze, ale pamiętaj, że nie lubię zbyt długiej brody” „Ojejku tu nie chodzi o to, aby wyglądać przystojnie” „Nie o to mi chodzi, lubiłem mój krótszy nos, więc postaraj się zrobić tak jak ostatnim razem” Hermione westchnęła i zabrała się do pracy. Ron miał dostać zupełnie nową tożsamość. Tymczasem Harry i Griphook miał zostać ukryty pod peleryna niewidką. „Gotowe- powiedziała Hermiona- jak on wygląda, Harry?” Ron był nie do rozpoznania jedynie Harry był w stanie to zrobić, ale tylko dlatego, że tak dobrze go znał. Włosy Rona były teraz długie i faliste, miał gruba, brązowa brodę i wąsy, żadnych piegów, krótki obszerny nos i mocno zarysowane brwi. „No cóż, on raczej nie jest w moim typie, ale ujdzie”- powiedział Harry- „Chodźmy, zatem” Wszyscy spojrzeli jeszcze raz w stronę Cottage Shell,a gdy minęli bramę Griphook odezwał się: „Teraz powinienem wejść na górę, Harry Potter, tak myślę” Harry schylił się i goblin wspiął się na jego plecy, a ręce stwora zacisnęły się na jego gardle. Nie był ciężki, ale Harremu nie podobało się to uczucie i był zdziwiony z jaka siłą stwór trzyma się jego. Hermiona wyciągnęła z torby pelerynę niewidkę i zarzuciła ją na nich. Harry obrócił się z Griphookiem na plecach koncentrując się cała mocą na Leaky Cauldron zajeździe, który był wejściem do Diagon Alley. Goblin złapał się mocniej, gdy obaj weszli w ciemność a sekundę później Harry poczuł pod stopami chodnik, a gdy otworzył oczy zobaczył, że jest na Charing Cross Road. Mugole krzątali się po ulicy niczego nieświadomi. Bar Leaky Cauldron sprawiał wrażenie opuszczonego. Bezzębny właściciel polerował szkła za ladą baru, para czarodziejów szeptała coś miedzy sobą w rogu stołu, co chwile zerkając w stronę Hermiony. "Pani Lestrange"- wymamrotał Tom i gdy Hermiona przeszła obok niego pochylił powoli głowę. „Dzień dobry”- powiedziała Hermiona, a gdy Harry przemykał ukradkiem obok nich zauważył zdziwiona minę barmana. „Zbyt grzecznie”- szepnął wówczas do uszu Hermiony „Musisz traktować ludzi jak szmaty” "W porządku, w porządku!" Hermiona wyciągnął różdżkę Bellatrix i stuknęła w cegłę w ścianie z przodu nich. Natychmiast cegły zaczęły wirować i obróciły się. W środku nich ukazała się dziura, która rosła i rosła aż wkońcu utworzyła bramę na wąskiej ulicy, którą była Diagon Alley. O tej porze był spokojnie, zostało jeszcze trochę czasu do otwarcia sklepów. Ta ulica zmieniła się sporo od czasu, gdy Harry odwiedził ją po raz pierwszy. Coraz więcej sklepów było poświęconych Czarnej Magii. Na wielu szybach wisiały plakaty z napisem NIEPOŻĄDANY NUMER PIERWSZY. Kilku obszarpanych ludzi siedziała w wejściach. Jeden człowiek miał krwawy bandaż na oku. Gdy ruszyli w drogę wzdłuż ulicy, żebracy zobaczyli w przelocie Hermione. Zakładali szybko kaptury na twarz i zaczęli uciekać tak szybko jak mogli. Dziewczyna patrzyła w ich stronę z zainteresowaniem gdy nagle na jej drodze pojawił się człowiek z zabandażowanym okiem. "Moje dzieci"- ryknął on, wskazując na nią. "Gdzie są moje dzieci? Co on zrobił z nimi? Wiesz, wiesz!" "Ja…ja… naprawdę " jęknęła Hermiona. Mężczyzna zbliżył się do niej sięgając ku jej gardłu. Nagle z hukiem został on odrzucony od niej. Pojawił się Ron, stojąc z wyciągniętą różdżką i malującym się zdziwieniem na jego twarzy. Po obu stronach ulicy w oknach pojawił się twarze ludzkie. Ich wejście do Diagon Alley nie mogło być mniej wyraziste i Harry pomyślał, że może lepiej zawrócić i spróbować, kiedy indziej. Jednak zanim mogli cokolwiek postanowić usłyszeli za sobą krzyk. "Dlaczego, Madam Lestrange!" Harry obejrzał się za siebie i zobaczył jak zbliża się w ich stronę wysoki czarodziej z koroną krzaczastych szarych włosów i długim, ostrym nosem. „To jest Travers”- syknął goblin do ucha Harrego lecz ten nie myślał teraz o tym kim on mógł być. Hermiona powiedziała z całą pewnością siebie na ile ją było teraz stać: „ Czego chcesz?” Trawers zatrzymał się wyraźnie obrażony. „Wyszedłem, aby cię powitać”- powiedział Travers chłodno, "ale, jeśli moja obecność cię nie cieszy…" Harry teraz rozpoznał jego głos: Travers był jednym ze Śmierciożerców, który został wezwany do domu Xenophilius. "Nie, nie, wcale nie, Travers" powiedziała Hermiona szybko, próbując kamuflować swoją pomyłkę. "Jak się masz?" "Dobrze i muszę wyznać, że jestem zaskoczony widząc ciebie zdrową, Bellatrix." "Naprawdę? Dlaczego?" spytała Hermiona. "A więc" Travers zakaszlał "Usłyszałem, że Inhabitants Malfoy Manor dostali areszt domowy po…ich ucieczce” Harry ostrzegł Hermione aby nie traciła głowy dowiadując się, że Bellatrix nie powinna być widziana publicznie. "Dark Lord wybacza tym, którzy służyli jemu najwierniej w przeszłości" powiedziała Hermiona wspaniałą imitacją pogardliwego głosu Bellatrix. "Być może twój kredyt zaufania nie jest tak dobry z nim jako mój jest, Travers." Chociaż Śmierciożerca spojrzał obrażony, on też wydawał się mniej podejrzliwy. "Jak to obraziło ciebie?" " To nie ma znaczenia, tylko nie zrób tak znów" powiedziała Hermiona chłodno. " Trochę z tych (wandless?) mogą sprawiać problemy" powiedział Travers. "Kiedy oni nie robią niczego prócz błagania, nie przeszkadza mi to, ale jeden z nich ostatnio poprosił mnie abym bronił go w Ministerstwie w zeszłym tygodniu. „Jestem czarownicą, jestem czarownicą. Pozwól mi to udowodnić”- naśladował jej skrzekliwy głos. „Jak gdybym miał oddać jej swoja różdżkę!...ale czyją różdżkę używasz w tej chwili, Bellatrix?”- powiedział Travers z ciekawością. "Mam moją różdżkę" powiedziała Hermiona zimno, trzymając różdżkę Bellatrix. "Nie wierz we wszystkie pogłoski, które usłyszysz, Travers, bo wydajesz się być źle poinformowany." Travers wydawał się lekko zaskoczony tym, co powiedziała i obrócił się w stronę Rona. "Kim jest twój przyjaciel? Nie rozpoznaję go." "To jest Dragomir Despard" powiedziała Hermiona; zdecydowali się, że fikcyjny obcokrajowiec był najbezpieczniejszą postacią dla Rona "On mówi bardzo słabo po angielsku, ale popiera cele Dark Lorda. On podróżował tutaj aż z Transylvanii, by zobaczyć nasz nowy reżim." "Naprawdę? Miło mi , Dragomir?" "Ow ty?" powiedział Ron, wyciągając rękę. Travers wyciągnął dwa palce i potrząsnął rękę Rona jakby bał się pobrudzenia. „A więc co sprowadza cię i… twojego sympatycznego przyjaciela tak wcześnie na Diagon Alley” spytał Travers. " Potrzebuję odwiedzić bank Gringotts" powiedziała Hermiona. „Ja także” powiedział Travers "Złoto, brudne złoto! Nie możemy żyć bez tego, jednak wyznaję, że nie cieszę się za bardzo na myśl o spotkaniu z naszymi długo- palczastymi przyjaciółmi." Harry poczuł jak szpony Griphooka zaciskają się coraz ciaśniej na jego szyi. „Idźmy, więc” powiedział Travers puszczając Hermiona naprzód. Hermiona nie miała wyboru i skierowała swoje kroki w stronę banku górującego nad innymi małymi sklepami. Ron z pochylona głową szedł obok niej, a Harry z Griphookiem podążyli za nimi. Wścibski Śmierciożerca był ostatnim, czego teraz potrzebowali. Dużo za wcześnie przybyli do stóp marmurowych schodów doprowadzających do wielkich brązowych drzwi. Ponieważ Griphook już ostrzegł ich, gobliny, które zwykle strzegły wejścia zostały zastąpione przez dwóch czarodziejów, którzy dzierżyli w dłoniach długie, złote pręty. "Ach, (Probes Probity? )" podpisał teatralnie Travers "takie to efektowne!" Czarodzieje podnieśli do góry złote pręty umożliwiając im przejście. Probes Probity Harry wiedział, że było to zaklęcie pozwalające wykryć u kogoś skrywane magiczne przedmioty. Wiedząc, ze ma tylko kilka sekund, Harry wskazał różdżka na obu czarodziejów i wymamrotał "Confundo" dwa razy. Travers, zaglądając przez brązowe drzwi do wnętrza głównego holu, nic nie zauważył. Długie czarne włosy Hermiony falowały za nią jak wchodziła na schody. "Chwileczkę, proszę pani" powiedział strażnik podnosząc ( Probe? ). "Ale właśnie zrobiłeś to!" powiedziała Hermiona dominującym, aroganckim głosem Bellatrix. Travers spojrzał wokoło, podnosząc brwi. Strażnicy zdawali się niepewni. Wkońcu jeden z nich powiedział: „ No tak, przecież już panią sprawdzaliśmy”. Hermiona przeszła do przodu. Ron obok niej, a Harry z Griphookiem prześlizgnął się zaraz obok. Harry zdążył tylko zobaczyć jak czarodzieje drapią się zdziwieni po głowach. Dwa gobliny stały przed wewnętrznymi drzwiami, które zostały wykute w srebrze i na których widniał wiersz ostrzegający przed straszną zemstą każd**o potencjalnego złodzieja. Harry spojrzał w górę na napis i nagle przypomniał sobie dzień, w którym jako jedenastolatek po raz pierwszy stanął w tym holu a Hagrid stojący obok niego powiedział: „ Cholibka, chyba tylko szaleniec chciałby próbować okraść ten bank”. Tego dnia bank Gringotts wydał mu się cudownym miejscem, a on nigdy nie spodziewałby się, że w tym miejscu czeka na niego tyle złota i nie podejrzewałby, że któregoś dnia wróci tu, aby dokonać kradzieży. Sekundę potem stali już wszyscy w ogromnej marmurowej sali banku. Przy długiej ladzie siedziało kilku goblinów i obsługiwało pierwszych klientów dnia. Hermiona, Ron i Travers podeszli do starego goblina, który oglądał grubą złotą monetę przez soczewkę. Hermiona pozwoliła Traversowi, by stanął przed nią pod pretekstem objaśnienia cech sali Ronowi. Goblin podrzucił monetę, która wylądowała na boku, powiedział; "Leprechaun" i wtedy dopiero przywitał Traversa, który podał do sprawdzenia swój złoty klucz. Po chwili otrzymał go z powrotem. Hermiona podeszła do lady. "Pani Lestrange!" powiedział goblin, najwyraźniej zaskoczony. "Mój Boże!” Jak…jak mogę pomóc dzisiaj?" „Pragnę wejść do mojego skarbca" powiedziała Hermiona. Harry spojrzał wkoło. Nie tylko Travers ociągał się, patrząc, ale kilka innych goblinów popatrzyło w górę, by przyjrzeć się na Hermione. "Czy posiadasz…identyfikację?" spytał goblin. "Identyfikację? Ja nigdy nie zostałam proszona o żadną identyfikację!" powiedziała Hermiona. "Oni wiedzą!" Griphook szepnął Harremu do ucha, "Musieli zostać ostrzeżeni, by spodziewali się oszusta!". "Twoja różdżka zrobi to, proszę pani" powiedział goblin i wyciągnął nieznacznie drżącą rękę, Harry przestraszył się, że gobliny Gringotts były świadome, że różdżka Bellatrix została ukradziona. "Teraz zadziałaj, teraz zadziałaj" Griphook szeptał Harremu w ucho, "Rzuć zaklęcie Imperious!". Harry podniósł różdżkę pod płaszczem, wskazał nią tego starego goblina i wypowiedział pierwszy raz w jego życiu; "Imperio!". Harry poczuł w ręce dziwne uczucie dźwięczenia, ciepła, które wydawało się płynąć od jego umysłu, w dół ścięgnami i żyłami łącząc jego z różdżką i przeklętym zaklęciem, które rzucił. Goblin wziął różdżkę Bellatrix, przeegzaminował ją dokładnie i wtedy powiedział; "Acha, masz zrobioną nową różdżkę, Madam Lestrange!" "Co?" powiedziała Hermiona "Nie, nie to moja różdżka" "Nowa różdżka?" powiedział Travers, zbliżając się do lady; nadal wszystkie gobliny patrzyły na nich. "Z czego ona jest zrobiona?" Harry zadziałał instynktownie; wyciągnął różdżkę w stronę Traversa i wypowiedział jeszcze raz "Imperio!". "Och tak, rozumiem" powiedział Travers, patrząc w dół na różdżkę Bellatrix "Tak, bardzo ładna i pewnie działa bardzo dobrze?”. Hermiona spojrzała zupełnie oszołomiona. Harry poczuł ogromną ulgę, gdy ona przyjęła ten dziwaczny zwrot wydarzeń bez komentarza. Stary goblin za ladą klasnął i nadszedł młodszy. "Będę potrzebował (Clankers?)" powiedział goblinowi, który gdzieś pobiegł i wrócił za moment ze skórzaną torbą, która wydawała się być pełna brzęczącego metalu. Wręczył on ją staremu goblinowi. „Dobrze, dobrze. Madam Lestrange proszę za mną” powiedział stary goblin, skacząc poza swój stołek, znikając im z wzroku. „Zabiore cię do twojego skarbca”. Nagle ukazał im się skacząc wesoło przed nimi, a torba na jego ramieniu cały czas pobrzękiwała. Travers stał jednak w miejscu z szeroko otwartymi ustami. „Zaczekaj Bogrod!” Inny goblin stanął na końcu lady. "Mamy instrukcje” powiedział i ukłonił się w stronę Hermiony. "Wybacz mi, Madam, ale były specjalne rozkazy dotyczące skarbca Lestrange.” Zaczął coś szeptać do ucha starego goblina, ale ten będąc cały czas pod działaniem zaklęcia krzyknął; " Jestem świadomy instrukcji, Madam Lestrange życzy sobie odwiedzić jej skarbiec … Bardzo stara rodzina … starzy klienci … Tę drogą, proszę … ". Harry spojrzał w stronę Traversa, który nadal stał w miejscu zdziwiony zachowaniem goblina. Jednym zamachem rozdz. Harry sprawił, że i on poszedł wraz z nimi do kamiennego przejścia, które zostało zaraz oświetlone światłem latarek. „Mamy kłopoty, oni zaczynają cos podejrzewać” powiedział Harry zdejmując pelerynę, gdy tylko zatrzasnęły się za nimi ciężkie drzwi. Griphook skoczył z jego ramion i wylądował na ziemi. Ani Travers ani stary goblin nie wyglądali na zaskoczonych ich nagłym pojawieniem się. Oboje byli cały czas pod wpływem zaklęcia. „Mam nadzieję, że zaklęcie jest dostatecznie silne” powiedział Harry i nagle przypomniał sobie prawdziwą Balletrix jak on po raz pierwszy próbował rzucić niewybaczalne zaklęcie; „Musisz tego naprawdę chcieć”. "Co teraz zrobimy?” spytał Ron. "Czy wyjdziemy, kiedy będziemy chcieli?” „Jeśli będziemy w stanie” poprawiała go Hermiona patrząc w stronę drzwi prowadzących do głównego holu. „Zaszliśmy tak daleko, teraz nie możemy się wycofać” powiedział Harry. "Dobrze!” powiedział Griphook. "Tak, potrzebujemy, by Bogrod kontrolował wózek. Ja nie mam już takiej władzy. Ale nie będzie pokoju dla czarodzieja.” Harry wskazał różdżką na Traversa. "Imperio!” Czarodziej obrócił się i ruszył w drogę wzdłuż ciemnego szlaku w szybkim tempie. "Do czego go zmuszasz?” "Ukryj się” powiedział Harry i wskazał różdżką na Bogroda, który gwizdnął, by wezwać mały wózek, który podjechał do nich powoli tocząc się wzdłuż ciemnego tunelu. Po chwili wszyscy wsiedli do niego. Szarpnęło i wóz odjechał nabierając szybkości. Szybko minęli Traversa, który kręcił się w kółko obijając o ściany i wtedy wóz zaczął kręcenie i obracanie przez zawiłe przejścia, będąc nachylonym na dół. Harry teraz nie był w stanie niczego usłyszeć przez hałas; jego włosy powiewały silnie, gdy manewrowali między stalaktytami. Zjechali głębiej niż Harry kiedykolwiek, na ostrym zakręcie minęli wodospad i Harry usłyszał krzyk Griphooka;”Nie!”. Ale nie było odwrotu, szybko przejechali przez niego i nagle nos i oczy Harrego zapełniły się wodą. Przez chwile nie był w stanie oddychać ani nic ujrzeć. Nagle wózek gwałtownie skręcił i zostawili wodospad daleko w tyle. Harry poczuł jak wózek uderza o ściany i zdawało mu się, że słyszy głos Hermiony. Wkońcu wszyscy stali z powrotem na ziemi. „To było czarujące” Hermiona wypluwała wodę z ust. Harry z przerażeniem spostrzegł, że przyjaciółka przestała być Bellatrix, zamiast tego stała obok cała przemoczona w za dużych szatach. Ron był znów rudy bez żadnego zarostu. Oboje, gdy tylko popatrzyli na siebie zrozumieli, że czar przestał działać. „To nie była zwykła woda” powiedział Griphook „ Ukrywali ten sposób ochrony, ale to zmywa wszystko, każdy czar i każde zaklęcie”. Harry zauważył, że Hermiona szybko sprawdziła czy ma nadal przy sobie swoja zdobioną paciorkami torbę, a sam sprawdził czy ma przy sobie pelerynę niewidkę. Nagle uświadomił sobie, że stary goblin patrzy na nich zdziwiony i zdał sobie sprawę, że woda zmyła także z niego zaklęcie Imperiusa. "Potrzebujemy jego” powiedział Griphook " Nie możemy wejść do skarbca bez goblina Gringott. I potrzebujemy kluczy!”. "Imperio!” Harry powiedział znów; jego głos odbił się echem przez kamienne przejście i poczuł znów sens gwałtownej kontroli, która płynęła od mózgu do różdżki. Bogrod poddał się jeszcze raz jego woli, jego zdziwienie zmieniło się w grzeczną obojętność. Ron śpieszył się, by podnieść skórzaną torbę z kluczami. "Harry zdaję się, że ktoś nadchodzi. Słyszę kroki.” powiedziała Hermiona i wskazała różdżką Bellatrix na wodospad "Protego!”. „Dobry pomysł” powiedział Harry „Griphook prowadź!” "Jak będziemy wracać?” Ron spytał jak oni biegli do ciemności po krokach goblina, a Bogrod podążał ich śladem sapiąc jak stary pies. „Będziemy się tym martwic potem” powiedział Harry. Starał się cos usłyszeć, bo zdawało mu się, że słyszy jakieś pobrzękiwania..” Griphook, jak daleko jeszcze?” "Nie daleko, Harry Potter, nie daleko…". Gdy skręcili za róg ujrzeli coś, na co Harry był przygotowany lecz mimo tego i tak się przestraszyli. Olbrzymi, czerwony smok strzegł dostępu na skarbca. Smok zwrócił łeb w ich stronę i ryknął, a z jego paszczy wydostał się kłęb ognia. „On jest częściowo ślepy” powiedział Griphook „Ale i dlatego bardziej dziki. Jednakże, mamy sposób, by kontrolować go. To nauczyło się, co oczekiwać kiedy (Clankers?) przychodzi. Daj mi to.” Ron podał mu torbę, a goblin wyjął z niej kilka małych metalowych elementów i kiedy nimi potrząsnął wydały z siebie dziwne wysokie dźwięki. "Wiesz, co robić” Griphook powiedział do Harrego, Rona i Hermiony. " On kiedy to słyszy spodziewa się bólu. On wycofa się i Bogrod będzie musiał umieścić jego łapę na drzwiach skarbca.”. Cofnęli się, Harry słysząc ten dźwięk sam czuł nieprzyjemne wibracje w głowie. Smok nagle cofnął się. „Spraw, aby odcisnął jego szpony na drzwiach!” krzyknął Griphook wskazując na starego goblina. Bogrod znów był im posłuszny i wykonał polecenie, nagle drzwi roztopiły się ukazując wnętrze wypełnione po brzegi złotymi monetami i pucharami. „Szukajcie, szybko!” krzyknął Harry, gdy wszyscy wpadli szybko do środka skarbca. Opisał im filiżankę Hufflepuffa, sam miał chwile aby rozejrzeć się wkoło gdy nagle drzwi zatrzasnęły się i pogrążyli się w całkowitej ciemności. „Nieważne, Bogrod wypuści nas ponownie” powiedział Griphook zauważając przerażenie na twarzy Rona „Rozpal swoja różdżkę, dobrze? I pospiesz się, bo mamy mało czasu” „Lumos” Harry poświecił swoją różdżką dookoła skarbca; belki były całe w klejnotach, klejnotach kacie leżał fałszywy miecz Griffindora. Ron i Hermiona zapalili także swoje rozdz. i teraz oświetlali kąty skarbca w poszukiwaniach. "Harry, może to to? Aargh!” Hermiona wrzasnęła z bólu i Harry zwrócił jego różdżkę na nią w samą porę, by zobaczyć ozdobiony klejnotami puchar upadający z jej uścisku. Upadając puchar rozbił się na tysiąc innych mniejszych i teraz już nie było sposobu, aby odróżnić z nich ten prawdziwy. „To mnie oparzyło” powiedziała Hermiona i włożyła do ust pokryty bąblami palec. "Wszystko, co dotkniesz teraz spłonie i będzie mnożyło się, ale kopie będą bezwartościowe, a jeśli będziesz kontynuować, w końcu zniszczy się” "W porządku, nie dotykaj niczego!” powiedział Harry rozpaczliwie, ale nagle Ron dotknął jeden leżący na ziemi puchar i z niego powstało kolejnych dwadzieścia a część jego buta spłonęła przez kontakt z gorącym metalem. „Stań się nieruchomo, nie ruszaj się!” powiedziała Hermiona, chwytając Rona. "Tylko spójrz wokoło!” powiedział Harry. "Zapamiętaj, filiżanka ta jest mała i złota i ma wygrawerowanego borsuka na niej lub po prostu patrz czy nie ma czegoś z symbolem Ravenlava- orłem”. Skierowali ich różdżki do każd**o kącika i szczeliny, obracając nimi ostrożnie w miejscu. W pewnym momencie Harry cos zauważył i serce zaczęło bić mu szybciej. "To jest tam, to jest tam na górze!”. Ron i Hermiona skierowali tam różdżki i ich oczu ukazała się mała, złota filiżanka, która należała do Helgi Hufflepuff. „No i jak my teraz dostaniemy się tam na górę nie dotykając niczego?” zapytał Ron. “Accio filiżanka!” krzyknęła Hermiona zapominając co mówił im Griphook. "Żadnej magii, żadnej magii!” warknął goblin. "No to, co robimy?” powiedział Harry, świecąc w goblina. "Jeśli chcesz miecz, Griphook, to będziesz musiał pomóc nam więcej niż tylko czekać! Czy mogę dotknąć rzeczy za pomocą miecza? Hermiono, daj to tutaj!” Hermiona wyjęła miecz z torby i Harry jego końcówka dotknął pobliskiego kielicha. Nic się nie stało. „Mogę skorzystać z pomocy miecza, ale jak dostane się na górę?” Półka, na której stała filiżanka była poza ich zasięgiem, nawet dla Rona, który był z nich najwyższy. W środku było bardzo gorąco i Harry czuł jak po placach spływają mu strużki potu, myśląc o tym jak dostać się na górę nagle usłyszał ryk smoka i coraz głośniejsze pobrzękiwanie metalu. Teraz byli naprawdę w pułapce. Harry popatrzył na przyjaciół i dostrzegł przerażenie w ich oczach. "Hermiono” powiedział Harry, gdy pobrzękiwanie stawało się coraz głośniejsze "Jak mam dostać się tam na górę, muszę pozbyć się tego”. Hermiona wskazała na niego różdżką mówiąc: "Levicorpus.” Unoszony za kostkę w powietrze Harry uderzył o stojące niedaleko zbroje. Z okrzykiem bólu Ron, Hermiona i dwa gobliny zostali odrzuceni na bok uderzając w inne przedmioty, które natychmiast zaczęły się mnożyć. "Impervius!” krzyknęła Hermiona chcąc chronić ich od płonącego metalu. Wówczas najgorszy okrzyk skłonił Harrego by spojrzał w dół. Przyjaciele byli po pas zasypani w skarbach i próbowali uchronić Bagroda przed wpadnięciem lecz Griphook już wpadł i było widać tylko końcówki jego palców. Harry złapał go za ręce i wyciągnął całego pokrytego drobnymi bąblami. "Liberatocorpus!” wrzasnął Harry i razem z gobelinem wylądował na czubku tej góry lecz miecz wyślizgnął mu się z dłoni. „Złap go” wrzasnął walcząc z gorącym metalem by uniknąć poparzenia a cwany Griphook wspinał mu się ze strachu na plecy. "Gdzie jest miecz? To miało filiżankę na ostrzu!”. Pobrzękiwanie u drzwi stało coraz głośniejsze. Było już za późno. "Tam!” To był Griphook, który zobaczył go i Griphook, który pchnął go i w tej chwili Harry wiedział, że goblin nigdy nie oczekiwał, by oni dotrzymali słowa. Trzymając się jedna ręka włosów Harrego goblin rozhuśtał miecz, aby ten mógł po niego sięgnąć. Mała, złota filiżanka nadziana na szpikulec miecza uleciała w powietrze. Harry skoczył do wody i złapał ją. Ledwie świadomy z bólu schował ją do kieszeni i sięgnął w górę by odzyskać miecz, ale Griphook zniknął. Wcześniej ześlizgnął się Harremu z pleców i teraz biegł między innymi gobelinami trzymając wysoko miecz i krzycząc; "Złodzieje! Złodzieje! Pomocy! Złodzieje!”. Harry krzyknął w stronę Rona i Hermiony: “Stupefy!” i przyjaciele dołączyli do niego. Czerwone światła z ich różdżek leciały do tłumu goblinów, lecz pojawiło się jeszcze także kilku strażników. Uwiązany smok puścił w stronę goblinów kłęb ognia; strażnicy pouciekali. Harry gniewnie zrzucił w stronę smoka: "Relashio!” Łańcuchy otwarły się z głośnym trzaskiem. „Tędy!” krzyknął cały czas zrzucając zaklęcia w stronę goblinów skierował się do ślepego smoka. „Harry co ty robisz?!” krzyknęła Hermiona. „Wstań, wejdź na górę, no dalej!” Smok nie zrozumiał, że był wolny. Harry zaczepił nogą o znaleziony na jego ciele hak i podciągnął się na jego plecy. Wyciągnął rękę podając ją Hermionie i wciągnął ją koło siebie. Ron wspiął się sam i za chwilę smok zorientował się, że był wolny. Z głośnym rykiem stanął dęba i Harry uderzył go w bok kolanami. Smok rozpostarł skrzydła zmuszając krzyczących goblinów do ucieczki. Harry, Ron i Hermiona położyli się płasko na smoku, gdy ten szykował się do przelotu mijając goblinów rzucających sztyletami w jego kierunku. „Nie przelecimy, on jest za duży!” krzyknęła Hermiona, ale smok otworzył paszczę wypuszczając z niej strumień płomienia i wypalając w tunelu potężna dziurę. Nagle Hermiona wrzasnęła: "Defodio!” co pomogło jeszcze bardziej powiększyć tę dziurę i smok wydostał się na zewnątrz zostawiając w tyle wrzeszczących goblinów. Hermiona pomagała smokowi powiększyć przejście i dostać się w stronę świeżego powietrza z dala od wrzeszczących goblinów. Harry i Ron zaczęli ją naśladować wysadzając sufit za pomocą czarów. Minęli po drodze podziemne jezioro. Smok jakby poczuł zew wolności, wymachiwał potężnym ogonem na prawo i lewo zostawiając za sobą pełno gruzu i kawałków olbrzymich stalaktytów. I nagle wspólnymi siłami wraz z pomocą smoka przedostali się do marmurowego korytarza. Gobliny i czarodzieje krzyknęli biegnąc, aby zakryć przejście, ale smok miał końcu dość miejsca aby rozwinąć swoje skrzydła. Zwrócił swój rogaty łeb w stronę chłodnego powietrza i wzleciał w górę wraz, z Harrym, Ronem i Hermiona uczepionych jego pleców. Roztrzaskał metalowe drzwi zostawiając je wiszące na zawiasach i uleciał wysoko w stronę nieba.


Rozdział 27 - Ostatnia Kryjówka

Nie było możliwości sterowania smokiem. On sam nie mógł widzieć gdzie leci. Harry zdawał sobie sprawę, że jeśli smok wykona nagły skręt lub jakikolwiek gwałtowny ruch, to nie będzie możliwości powrotu na jego szerokie cielsko. Niemniej jednak, kiedy wznosząc się wyżej i wyżej i mając pod sobą rozpościerający się jak szaro-zielona mapa Londyn, Harrego ogarniało uczucie wdzięczności za ucieczkę, która wygładała niemożliwa. Przykucnięty na szyi bestii mocno ściskał prawie jak metal łuski smoka. Zimny powiew powietrza koił jego oparzoną i pokrytą bąblami skórę. Skrzydła smoka biły powietrze jak skrzydła wiatraka. Z tyłu, za nim, Ron wciąż klął podniesionym głosem, nie wiadomo czy to ze szczęścia, czy ze strachu. Hermione sprawiała wrażenie płaczącej.
Po pięciu minutach, albo i może trochę później, Harry stracił wcześniejsze poczucie zagrożenia, że smok bedzie chciał zrzuci ich ze swojego grzbietu. Wszystko wskazywało na to, że on sam nie chciał niczego więcej jak odlecieć jak najdalej od swojego podziemnego więzienia. Ale pytanie jak i gdzie cała trójka bedzie mogła zejść ze smoczego grzbietu nadal napawało strachem. Harry nie miał pojęcia jak długo smok może lecieć bez odpoczynku, ani także jak ten, na którego grzbiecie przemieszczali się właśnie, ślepy prawie, bedzie w stanie zlokalizować odpowiednie miejsce do wylądowania. Rozglądając się cały czas naokoło wyobrażał sobie w myślach, że czuje jak blizna na czole zaczyna go kłóć...
Ile czasu minie nim Valdemort będzie wiedział, że włamali sie do krypty skarbca rodziny Lestrangesów? Jak szybko gobliny z Gringotts zawiadomią Bellatrix? Jak szybko zorientują się co zostało stamtąd zabrane? I co będzie później, kiedy odkryją, że brakuje złotego pucharu? Valdemort się w końcu zorientuje, że poszukują Horkruksów...
Smok pragnący zimniejszego i świeższego powietrza stale wznosił się wyżej i wyżej aż dosięgnął chłodnej chmury. Harry nie mógł już dłużej rozpoznawać małych kolorowych kropeczek aut jadących w kierunku lub wyjeżdzających ze stolicy. Lecieli i lecieli, raz mając pod sobą rozpościerające się jak zielono- brązowe plamy pola, innym razem drogi i rzeki wijące się jak matowe lśniące wstążki.
"Jak myślisz, czego on szuka?" krzyknął Ron jak lecieli tak dalej i dalej na północ.
"Nie ma pojęcia" ryknął w odpowiedzi Harry. Ręce jego były tak przemarznięte, że prawie bez czucia, ale nie przeszło mu nawet przez myśl rozluźnić uścisk. Od jakiegoś już czasy rozmyśliwał co będzie, co zrobią, jeśli smok zacząłby lecieć w kierunku otwartego morza i pod nimi ukazałaby się linia brzegowa. Był tak przemarznięty i zmęczony, nie wspominają, że był okropnie głodny i spragniony. Pomyślał też o bestii. Kiedy to smok jadł ostatni raz? Z pewnością potrzebowałby posilić się wkrótce. I co, kiedy on zda sobie sprawę z tego, że na jego grzbiecie siedzi trójka jak najbardziej zdatnych do jedzenia ludzi?
Słońce schodziło coraz niżej, niebo zaczynało przybierać kolor granatu, a smok wciąż leciał. Miasta i miasteczka prześlizgiwały się pod nimi. Jego ogromny cień przykrywał ziemię jak wielka, czarna chmura. Harry za wszelką cenę usiłował utrzymać się na grzbiecie smoka.
"Czy ja dobrze czuję czy mi się wydaje"- po znacznej przerwie krzyknął Ron - "ale chyba tracimy wysokość?"
Harry spojrzał w dół i zobaczył góry i jeziora odbijające miedziany kolor zachodzącego słońca. Krajobraz poniżej przybliżał się i stawał się coraz wyraźniejszy. Harry, zezując na bok, zdziwił się jak smok domyślił się obecności świeżej wody. Czy przez odbicie się w niej słońca?
Kręcąc wielkie koła i pomrukując (jęcząc) smok zniżał lot nad jednym z mniejszych jezior.
"Skoczymy kiedy będzie wystarczająco nisko" krzyknął do pozostałych Harry. "Prosto do wody nim on się zorientuje, że my tu jesteśmy!"
Zgodzili się, chociaż Hermione trochę słabiej. I w tej chwili Harry zobaczył szerokie, żółte podbrzusze smoka rozpruwające powierzchnię wody.
"TERAZ!"
Ześlizgnął się po boku smoka i skoczył do wody rozbijając stopami taflę jeziora. Odległość od wody była większy niż się spodziewał. Uderzył w wodę mocno, spadając jak kamień w zimna, zieloną, pełną szuwarów toń. Odbił się od dna w kierunku powierzchni wody i wyłonił się dysząc i sapiąc żeby ujrzeć olbrzymie zmarszczki na wodzie, w miejscu gdzie wpadł Ron i Hermione. Wyglądało, że smok niczego nie zauważył. W odległości 50 stóp od nich pikował prosto w jezioro żeby zaczerpnąć wody w swój pokryty bliznami pysk. Kiedy Ron i Hermine wynurzyli się na powierzchnię ciężko dysząc łapiąc oddech, smok odlatywał mocno trzepocąc skrzydłami aby wylądować na odległym brzegu.
Harry, Ron i Hermione rzucili się wpław na przeciwległy brzeg. Wyglądało, że jezioro nie jest głębokie i, że trzeba będzie więcej walczyć drogę szuwarami i błotem niż płynąć. Ostatecznie cali przemoknięci, wycięczeni, ciężko sapiąc i dysząc, nagle wylądowali na śliskiej trawie.
Hermione cała drżąc opadła bez sił kaszląc. Chociaż Harry miał wielką ochotą położyć się i usnąć, to ledwo utrzymując się na nogach, wyciągnął swoją różdżkę i zaczął rzucać ochronne zaklęcia wokół nich.
Kiedy skończył dołączył do pozostałych. Dopiero teraz, od czasu ucieczki z krypty skarbca, mógł się im należycie przyjżeć. Oboje mieli na swoich twarzach i rękach rozległe czerwone ślady od oparzeń. Ból wykrzywiał ich twarze kiedy wyciągiem z dittany smarowali swoje wszystkie rany. Hermione podała buteleczkę Harremu, następnie wyciągnęła trzy butelki z sokiem z dyni, które zabrała ze sobą kiedy opuszczali Muszelkowy Domek (Shell Cottage), jak również suche togi (robes) dla całej trójki. Przebrali się najpierw, a następnie jednym haustem wypili sok.
"No cóż, z jednej strony"- odezwał się Ron siedząc i obserwując jak odrasta mu skóra na obu rękach - "mamy Horkruksy. Z drugiej strony-"
"- nie ma miecza" - zrzytając zębami wtrącił Harry wkraplając poprzez dziurę w jeansach wyciąg z dittany na swoje oparzenie.
"Nie ma miecza" powtórzył Ron. "Ten mały zdrajca..."
Z kieszeni mokrego i przed chwilą zdjętego żakietu Harry wyciągnąl Horkruks i położył go na trawie przed nimi. Połyskując w słońcu przyciągnął ich oczy kiedy zachłannie opróżniali swoje butelki soku.
"Przynajmniej teraz nie musimy nosić tego na sobie. Wyglądałoby to dziwnie dyndając wokół naszych szyi"- powiedział Ron wycierając sobie usta wierzchiem dłoni.
Hermione spojrzała na odległy brzeg jeziora gdzie smok w dalszym ciągu pił wodę.
"Czy wiesz co się z nim stanie?"- zapytała. "Czy będzie w porządku?"
"Brzmisz jak Hagrid"- odezwał się Ron. "To smok, Hermione, on sam może o siebie zadbać. My musimy martwić się o siebie."
"Co masz na myśli?"
"No cóż, nie wiem jak wam to powiedzieć"- powiedział Ron, "ale myślę, że oni mogli zauważyć, że włamaliśmy się do Gringotts."
Cała trójka zaczęła się śmiać. Zanosili się tak śmiecham, że trudno było im się powstrzymać. Harrego bolały żebra, był okropnie głodny, ale pomimo tego leżał na trawie i zanosił się śmiechem aż do większego bólu.
"No to co robimy?"- czkając, Hermione ostatecznie dorowadziła się do poważniejszego niż przed chwilą, stanu. "Będzie wiedział, co? Wiecie-Kto bęzie wiedział, że my wiemy o jego Horkruksach!"
"Może będą się bali mu powiedzieć?"- odezwał się Ron z nadzieją w głosie. "Może to zatuszują-"
Niebo, zapach wody w jeziorze, dźwięk Ronowego głosu, to wszystko pomału oddalało się. Ból przeszywał głowę Harrego jak siekący miecz. Stał teraz w zaciemnionym pokoju. Przed nim, w półokręgu, stali jacyś czarnoksiężnicy zwróceni do niego twarzami, a na podłodze, przy jego stopach, klęczała jakaś mała, trzęsąca się postać.
"Co mi powiedziałeś?" Zapytał zimnym, podniesionym głosem. A furia i strach paliły go od środka. To, czego obawiał, nie mogło być prawdą, no bo jak....
Goblin cały się trząsł niezdolny do spotkania z parą czerwonych oczu wysoko powyżej swoich.
"Powtórz tojeszcze raz!" wyszeptał Valdemort. "Powtórz to jeszcze raz!"
"M- mój Panie," wyjąkał goblin, a jego czarne, szeroko otwarte oczy ukazywały przerażenie. "M- mój Panie ... p- próbowaliśmy ich za- zatrzymać ... O- oszuści, mój Panie... włamali się - włamali się do - do k- krypty ss- skarbca Lestrangerów..."
"Oszuści? Jacy oszuści? Myślałem, że bank Gringotts ma specjalne zabezpieczenia ujawniające oszustów. Kto to był?"
"To był ... to był ... to ten chłopak P- Potter ... i d- dwoje jego wspólników ..."
" I zabrali?" zapytał podnosząc, a gardło ściskał mu strach. "Powiedz mi! Co oni zabrali?"
"E ... e m-mały złoty pu- puchar m- mój Panie ..."
Okrzyk wściekłości i zaprzeczenia wyrwał się z jego ust. Był doprowadzony do szału. To nie mogła być prawda. To niemożliwe. Nikt nigdy o tym nie wiedział. Jak to możliwe żeby taki chłopiec odkrył jego sekret?
Najstarsza Różdżka (Elder Wand) przeszyła powietrze i zielone światło wybuchło z niej przelatując przez pokój. Klęczący goblin potoczył się śmiertelnie ugodzony. Obserwujący to czarnoksiężnicy rozproszyli się przed nim w popłochu. Bellatrix i Lucjusz Malfoy, odtrącajac innych do tyłu, przepychali się w tym biegu do drzwi. *A jego różdżka wciąż smagała powietrze i uśmiercała tych, którzy pozostawali w tyle. Wszystkich, wszystkich, za to, że przynieśli mu tę widomość o złotym pucharze i za to, że on tego wysłuchał.-
Samotnie szalejacy pomiędzy zabitymi widział w swoich wizjach swoje skarby, swoje zabezpieczenie, swoją gwarancję na nieśmiertelność. Pamiętnik został zniszczony i puchar skardziony. A co, a co jeżeli ten chłopak wie o innych? Czy mógłby wiedzieć? Czy coś już zrobił? Czy wykrył więcej? Czy Dumbledore stoi za tym? Zawsze go podejrzewający Dumbledore, Dumbledore zabity z jego rozkazu, Dumbledore, którego różdżka jest teraz jego ródżką, Dumbledore haniebnie uśmiercony wyciągnął swoją rękę przez chłopca, tego chłopca -
Ale z pewnością jeśli by chłopak zniszczył którykolwiek z Horkruksów, on, Lord Valdemort, wiedziałby przecież, czy by czuł? On, największy z wielkich czarnoksiężników, on, najmocnieszy, on, zabójca Dumbledora i ilu jeszcze innych bezwartościowych, bezimiennych ludzi. Jakżeby Lord Valdemort mógł nie wiedzieć, on sam, najważniejszy i najcenniejszy, że został zaatakowany, okaleczony?
Prawda, że nie czuł kiedy pamiętnik został zniszczony. Ale jakżeby mógł czuć skoro nie miał ciała, które czuje. Przecież był jak duch albo i nawet mniej... nie, z pewnością reszta jest bezpieczna ... pozostałe Horkruksy muszą być nietknięte.
Ale on musi wiedzieć on musi być tego pewny. Kroczył przez pokój kopiąc na bok cialo goblina kiedy przechodził koło niego. A jego rozpalony ze wściekłości umysł mąciły obrazy jeziora, chaty i Hogwartsu -
Panująca teraz wokół cisza ostudziła jego gniew. Skąd mógł chłopak wiedzieć , że on pierścień ukrył w chacie Gauntów? Nikt nigdy nie wiedział o jego pokrewieństwie z Gauntami. Pokrewieństwo zostało dobrze ukryte, zabójstwo nigdy nie zostało przypisane jemu. Pierścień z pewnością jest bezpieczny.
I jakże by chłopak, czy ktokolwiek inny, mógł wiedzieć o jaskini lub jak przeniknąć wszystkie jej zabezpieczenia? Pomysł o kradzieży stamtąd wydaje się absurdem ...
A jeśli chodzi o Hogwarts, to tylko on jedynie wie gdzie ukrył Horkruks, bo tylko on przeniknął najgłębsze sekrety tego miejsca ...
No i jest jeszcze Nagini, która teraz musi pozostać blisko niego. Pod jego opieką. Nie będzie już wysyłana do wykonywania jego rozkazów.
Ale żeby być pewnym, żeby być całkowicie pewnym, musi teraz sam powrócić do każdego z tych miejsc. Musi podwoić zabezpieczenia wokół każdego ze swoich Horkruksów ... to praca, jak poszukiwanie Najstarszej Różdżki, którą musi wykonać sam.
Które z miejsc powinien odwiedzić jako pierwsze, które było najbardziej niebezpieczne? Stary niepokój na nowo w nim odżył. Dumbledore znał jego drugie imię ... Dumbledore mógł mieć jakiś związek z Gaunts ... ich opuszczony dom przypuszczalnie był najsłabiej zabezpieczony ze wszystkich jego kryjówek i to właśnie tam on mógł pójść najpierw. ...
Jezioro, z pewnością niemożliwe ... chociaż była malutka możliwość, że Dumbledore mógłby znać jego wybryki z okresu kiedy przebywał w sierocińcu.
I Hogwarts ... ale zdawał sobie sprawę, że jego Horkruks tam był bezpieczny. To byłoby niemożliwe dla Pottera żeby się dostał do Hogsmeade nie będąc zauważonym; zostawmy szkołę w spokoju. Mimo wszystko jednak będzie roztropniej ostrzec Snape-a o fakcie, że chłopak może próbować ponownie dostać sie do zamku ... jednak wyjaśnianie Snape-owi powodu, dla którego mogłoby to nastąpić, byłoby oczywiście głupie. Poważnym błędem było zaufanie Bellatrix i Malfoyowi. Czyż nie ich głupota i beztroska udowodniły jak niemądrze jest ufać?
Odwiedzi najpierw chatęGauntów, i weźmie ze sobą Nagini. Już się nigdy nie rozstanie z wężem ... Bez wysiłku opuścił pokój. Przeszedł przez salę i wyszedł do ciemnego ogrodu z fontanną. W języku Parsel przywołał węża, który podpełz do niego i pozostał przy nim jak długi jego cień.
Szamotał się, dygocąc na całym ciele, zaskoczony faktem, że jego skóra była wciąż mokra i spojrzał na puchar, leżący niewinnie na trawie przed nim, zobaczył jezioro, jego głęboki błękit z dawką złota zachodzącego słońca.
-On już wie. - Jego własny głos brzmiał dziwnie nisko po wysokich wrzaskach Voldemorta. - On już wie i zamierza sprawdzić, gdzie są pozostałe, oraz ten ostatni - podniósł się - ostatni jest w Hogwarcie. Wiedziałem. Wiedziałem.
-Co?! - Ron gapił się na niego; Hermiona wstała, wyglądając na zmartwioną
-Ale co zobaczyłeś? Skąd o tym wiesz?
-Widziałem jak dowiaduje się prawdy o kielichu, j..ja byłem w jego głowie - Harry pamiętał zabicie - on jest naprawdę zły, a także przerażony, nie może zrozumieć, skąd my o tym wiemy, a teraz postanowił sprawdzić, czy pozostałe są bezpieczne, najpierw sprawdzi pierścień. Myśli, że horkruks w Hogwarcie jest najbezpieczniejszy, bo Snape tam jest, ponieważ będzie bardzo trudne, dostać się tam niepostrzeżenie. Myślę, że ten horkruks sprawdzi na końcu, ale to stanie się w przeciągu kilku godzin.
-Widziałeś, gdzie to jest w Hogwarcie? - spytał Ron, teraz również stając na nogi.
-Nie, skoncentrował się na ostrzeżeniu Snape’a, nie myślał o tym, gdzie dokładnie ukryty jest horkruks
-Poczekajcie! Poczekajcie! - zawołała Hermiona gdy Ron chwycił horkruksa, a Harry wyciągnął Pelerynę Niewidkę. - Nie możemy teraz iść, nie mamy planu, musimy najpierw...
-Musimy już iść - dokończył za nią Harry. Pragnął snu, wyczekiwał momentu, kiedy będzie mógł położyć się w nowym namiocie, ale to było teraz niemożliwe - Możesz sobie wyobrazić, co się stanie, jak on odkryje, że znikły pierścień i medalion? Co, jeśli przeniesie hogwartowy horkruks, jeśli uzna, że nie jest w tym miejscu bezpieczny?
-Ale jak się tam dostaniemy?
-Pójdziemy do Hogsmeade - odrzekł Harry - i spróbujemy coś wymyślić, kiedy zorientujemy się, jakie są zabezpiecznia szkoły. Właź pod Pelerynę, Hermiono, chcę, byśmy trzymali się teraz razem.
-Ale ona jest za mała...
-Będzie ciemno, nikt nie zauważy naszych stóp.
Trzepotanie ogromnych skrzydeł odbiło się echem od czarnej już toni jeziora. Smok ugasił już pragnienie i wzniósł się w powietrze. Zaprzestali na chwilę przygotowań, by spojrzeć jak bestia wzbija się wyżej i wyżej, do czasu, gdy zniknęła za pobliską górą. Wtedy Hermiona podeszła i zajęła miejsce pomiędzy pozostałą dwójką, Harry zaciągnął nad nimi Pelerynę tak nisko jak tylko się dało, i razem obrócili się w dławiącą ciemność.
Rozdział 28 - Zaginione Zwierciadło


Stopy Harry'ego dotknęły drogi. Spojrzał z bólem na znajomą główną ulicę Hogsmeade: ciemne witryny sklepów, mglistą linię gór wznoszących się nad wioską, zakręt drogi, która prowadzi do Hogwartu, światło wylewające się z okien pubu Pod Trzema Miotłami, z przeszywającą dokładnością pamiętał jak znalazł się tutaj prawie rok temu wspierając beznadziejnie słabego Dumbledore'a, wszystko to w sekundzie po wylądowaniu... A później, jak już rozluźnił uścisk na ramionach Rona i Hermiony, to się wydarzyło.
Powietrze zostało rozdarte przez krzyk, który brzmiał jak Voldemorta, kiedy zauważył, że puchar został ukradziony. Wszystkie nerwy w ciele Harry'ego zadrżały, wiedział, że to ich pojawienie się to spowodowało.
Spojrzał na Rona i Hermionę pod peleryną, kiedy drzwi pubu Pod Trzema Miotłami otworzyły się i tuzin zamaskowanych i zakapturzonych Śmierciożerców wyleciało na ulicę z różdżkami w górze.
Harry chwycił nadgarstek, Rona kiedy ten podniósł różdżkę. Było ich zbyt dużo żeby uciekać. Nawet próba mogła ujawnić ich pozycję. Jeden ze Śmierciożerców wziósł różdżkę i krzyk ucichł, ale ciągle odbijał się echem w pobliskich górach.
- Accio Peleryna - ryknął jeden ze Śmierciożerców.
Harry ścisnął pelerynę mocniej, ale ona nie drgnęła. Zaklęcie Przywoływania na niej nie działało.
- Nie pod swoją osłonką, Potter? - zawył Śmierciożerca, który próbował użyć zaklęcia, a następnie zwrócił się do swoich kompanów. - Rozdzielcie się. On jest tutaj.
Sześciu Śmierciożerców podbiegło do nich: Harry, Ron i Hermiona cofnęli się tak szybko jak to tylko możliwe do drugiej strony ulicy, a Śmierciożercy minęli ich o kilka cali. Czekali w ciemności słuchając kroków i oglądając światła wydobywające się z ich różdżek.
- Chodźmy stąd - westchnęła Hermiona. - Deportujmy się teraz!
- Świetny pomysł - powiedział Ron, ale zanim Harry odpowiedział, Śmierciożerca krzyknął.
- Wiemy, że tu jesteś, Potter, nie ma drogi ucieczki! Znajdziemy cię!
- Oni na nas czekali - szepnął Harry - Umieścili tu czar, który powiedział im, że przybyliśmy. Myślę, że zrobili coś żeby nas tu przytzymać, żeby nas uwięzić.
- Co powiecie na dementorów? - krzyknął inny. - Dajmy im wolną ręke, znajdą go w mgnieniu oka.
- Voldemort chce śmierci Pottera nie w naszym wykonaniu, ale jego..
- Dementorzy go nie zabiją! Czarny Pan chce jego życia, ale nie duszy. Będzie łatwiej go zabić jeżeli najpierw dementor złoży na nim swój pocałunek.
Pojawiły się głosy akceptacji. Strach wypełnił Harry'ego: żeby odepchnąć dementorów będa musieli wyczarować patronusy, które natychmiast zdradzą ich ukrycie.
- Musimy spróbować deportacji, Harry! - szepnęła Hermiona
Kiedy to powiedziała, poczuł nienaturalne zimno rozprzestrzeniające się po ulicy. Światło zostało wessane do środowiska, łącznie z gwiazdami, które zniknęły. W smolistej ciemności, poczuł jak Hermiona chwyciła jego ramię i razem okręcili się w miejscu.
Powietrze, którego potrzebowali żeby się poruszyć zdawało się zmieniać stan skupienia na stały. Nie mogli się deportować. Smierciożercy znakomicie umieścili swoje zaklęcia. Zimno stawało się coraz bardziej odczuwalne. Harry, Ron i Hermiona cofnęli się i zaczęli szukać po omacku ściany i próbując nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Wtedy, dookoła nich, szybując bezszczelestnie, pojawili się dementorzy, dziesięciu lub więcej, widoczni, ponieważ byli jeszcze ciemniejsi niż ich otoczenie, ze swoimi czarnymi pelerynami i trupimi, zgniłymi dłońmi. Czy mogli wyczuć strach w pobliżu? Harry był tego pewien: zdawali się teraz zbliżać szybciej, biorąc długie charczące oddechy, których się brzydził, smakująć rozpaczy wiszącej w powietrzu, nadchodząc.
Podniósł różdżkę: nie może, nie dozna Pocałunku Dementora, cokolwiek miałoby się zdarzyć później. To przez Rona i Hermionę tak pomyślał i szepnął:
- Expecto Patronum!
Srebrny jeleń wystrzelił z jego różdżki i przystąpił do ataku: dementorzy znikali. Triumfujący głos wyłonił się gdzieś z ciemności.
- To on, tutaj! Tutaj! Widziałem jego patronusa! To jeleń!
Dementorzy cofnęli się, gwiazdy znowu sie pojawiły, a kroki Śmierciożerców były coraz głośniejsze. Ale zanim Harry w panice zdecydował co teraz zrobić usłyszał dźwięk otwiernia zasuwy, drzwi otworzyły się po lewej stronie wąskiej uliczki i szorstki głos powiedział:
- Tutaj, Potter, szybko!
Wykonał to bez zastanowienia. wszyscy troje wpadli przez otwarte drzwi.
- Na górę, nie zdejmujcie peleryny, cicho! - wymamrotała wysoka postać, zamykając drzwi za nimi.
Harry nie miał pojęcia gdzie się znaleźli, ale wtedy zauważył, w migającym świetle świeczki, brudne wnętrze Gospody Pod Świńskim Łbem. Pobiegli za ladę, przez drugie wejście, które prowadziło do drewnianej klatki schodowej, po której wspięli się tak szybko, jak to tylko jest możliwe. Schody wychodziły na salon z wytrzymałym dywanem i małym kominkiem, nad którym wisiał olejny obraz blondynki, która obserwowała pokój z jakimś rodzajem próżnej słodyczy.
Z ulicy dobiegł krzyk. Ciągle nosząc na sobie pelerynę niewidkę podbiegli w popłochu do umorusanego okna i spojrzeli na dół. Ich wybawca, którego Harry teraz rozpoznał jako barmana z Gospody pod Świńskim Łbem, był jedyną osobą, która nie nosiła kaptura.
- No i co? - warknął do jednej z zakapturzonych postaci. - I co? Po co przyprowadziłeś dementorów na moją ulicę? Wysłałem patronusa żeby ich odeprzeć. Nie znoszę ich obok siebie, mówiłem ci o tym. Nie znoszę!
- To nie był twój patronus - powiedział Śmierciożerca. - To był jeleń. Należał do Pottera.
- Jeleń - zaryczał barman i wyciągnął różdżkę. - Jeleń. Jesteś idiotą. Expecto Patronum!
Coś ogromnego z rogiem wyskoczyło z różdżki. Biegnąc cofnęło się z głównej ulicy i zniknęło im z oczu.
- To nie to widziałem - powiedział Śmierciożerca nieco mniej pewnie.
- Godzina policyjna została złamana, słyszałeś hałas - jeden z kompanów powiedział do barmana. -Ktoś znajdował sie na ulicy niezgodnie z zarządzeniem.
- Jeżeli będe chciał wypuścić mojego kota na dwór, zrobię to. Bądź przeklęty z tą swoją godziną policyjną.
- Ty naruszyleś Caterwauling Charm? {Zalklęcie Wykrywania Hałasu?]
- A co jeśli tak? Umieścisz mnie w Azkabanie? Zabijesz mnie za wytknięcie nosa poza moje własne drzwi frontowe? Zrób to, jeśli tylko chcesz. Ale mam nadzieje, że ze względu na to, że nie nacisnąłeś swojego malutkiego Mrocznego Znaku i nie wezwałeś go. Nie byłby chyba zadowolony gdyby został tutaj zawołany tylko dla mnie i mojego starego kota.
- Nie martw się o to - powiedzial jeden ze Śmierciożerców. - Martw się o siebie, łamiącego godzinę policyjną.
- A gdzie będziecie nabywać partie swoich antidotów i trucizn, kiedy mój bar zostanie zamknięty? Co się stanie z waszymi robotami na boku?
- Grozisz nam?
- Trzymam język za zębami, dlatego tu przychodzicie, czyż nie?
- Ciągle twierdzę, że widziałem patronusa, który był jeleniem! - krzyknął pierwszy Śmierciożerca.
- Jeleniem? - ryknął barman. - To była koza, idioto!
- No dobra, popełniliśmy błąd - powiedział drugi Śmierciożerca. - Złam godzinę policyjną jeszcze raz a nie będziemy już tak pobłażliwi.
Śmierciożercy przeszli przez główną ulicę. Harmiona westchnęła z ulgą, wywijając się spod peleryny, i usiadła na bujanym krześle. Harry zasunął zasłony i zdjął pelerynę z siebie i Rona. Mogli usłyszeć barmana, jak zaryglował drzwi na dole i wspiął sie po schodach.
Uwagę Harry'ego skupił przedmiot na okapie kominka: małe, prostokątne lusterko opierające się o jego czubek, na prawo od portretu dziewczyny.
Barman wszedł do pokoju.
- Jesteście cholernymi głupcami! - powiedział cierpko, patrząc na każd**o po kolei. - Czego się spodziewaliście, przychodząc tutaj?
- Dziękuje - powiedział Harry. - Jesteśmy twoimi dłużnikami do końca życia. Uratowałeś nam życie!
Barman burknął. Harry zbliżył się do niego spoglądając na jego twarz: próbował jej dojrzeć przez długą, włóknistą, szarą, kręconą brodę. Za brudnymi soczewkami dostrzegł przeszywające oczy, cudownie niebieskie.
- To twoje oczy widziałem w lustrze.
W pokoju zapadła cisza. Harry i barman patrzyli na siebie nawzajem.
- Ty wysłałeś Stworka.
Barman przytaknął i rozejrzał się szukając elfa.
- Myślałem, że jest z tobą. Gdzie go zostawiłeś?
- On nie żyje - powiedział harry - Bellatrix Lastrange go zabiła.
Wyraz twarzy barmana był beznamiętny. Po kilku sekundach powiedział:
- Przykro mi to słyszeć, lubiłem tego skrzata.
Odwrócił się i machnięciem różdżki zapalił lampy w pokoju, nie spoglądając na żadne z nich.
- Ty jesteś Abertforth - powiedział Harry zwracając się do pleców barmana.
Nie potwierdził, ani nie zaprzeczył: schylił się tylko żeby napalić w kominku.
- Skąd to masz? - zapytał Harry zbliżając się się do lustra Syriusza, takiego samego jak to, które rozbił prawie dwa lata temu.
- Kupiłem je od Dunga około rok temu - powiedział Abertforth. - Albus powiedział mi co to jest. Próbowałem miec na ciebie oko.
Ron westchnął.
- Srebrna łania - powiedział podekscytowany. - Też była twoja?
- O czym mówisz? - zapytał Abertforth.
- Ktoś wysłał patronusa w kształcie łani do nas.
- Z takim tokiem myślenia mógłbyś być Śmierciożercą, synu. Czyż nie udowodniłem przed chwilą, że mój patronus to koza?
- Oh - powiedział Ron. - No tak. No więc... Jestem głodny. - dodał w defensywie, kiedy jego brzuch gwałtownie zaburczał.
- Mam jedzenie - powiedział Abertforth wyskakując z pokoju, a po chwili powrócił z wielkim bochenkiem chleba, kawałkiem sera oraz metalowym dzbankiem miodu pitnego, który umieścił na stoliku naprzeciwko kominka.
Wygłodniali jedli, pili i przez moment usłyszeć można było tylko dźwięk żucia.
- W takim razie - powiedział Abertforth, kiedy najedli się do syta, kiedy Harry i Ron usiedli gwałtownie na krzesłach. - Musimy pomyśleć o tym jak się stąd wydostaniecie. Oczywiście nie można tego zrobić w nocy, widzieliście co się dzieje, kiedy ktokolwiek wyjdzie z domu kiedy jest ciemno: Caterwauling Charm działa, zlecą się tutaj jak nieśmiałki do jak bahanek. Nie wydaje mi się, że uda mi się ponownie wmówić im, że jeleń był kozą. Poczekajmy na dzień, aż czar ustąpi, a wtedy założycie pelerynę z powrotem i wyjdziecie z Hogsmeade, udacie się w góry, a tam można się już deportować. Możecie spotkać Hagrida. Ukrywa się tam w jaskini razem z Graupem od kiedy próbowali go aresztować.
- Ale my stąd nie idziemy - powiedział Harry - Chcemy się dostać do Hogwartu.
- Nie bądz głupi, chłopcze - powiedział Abertforth.
- Musimy się tam dostać - mruknął Harry.
- Wszystko co musicie zrobić - powiedział Abertforth pochylając się ku przodowi - To udać się jak dajdalej stąd najszybciej jak się da.
- Ty nie rozumiesz. Nie zostało wiele czasu. Musimy udać się do zamku. Dumbledore, to znaczy, twój brat chciał tego.
Płomienie z kominka spowodowały, że brudne soczewki w okularach Abertfortha zrobiły się nieprzezroczyste i Harry skojarzył ten widok z niewidomym olbrzymim pająkiem Aragogiem.
- Mój brat Albus chciał wiele rzeczy - powiedział Abertforth - I ludzie przywykli już do tego, że cierpieli, kiedy on wykonywał swoje wielkie plany. Trzymaj się z dala od szkoły, Potter, i z dala od kraju, jeżeli to możliwe. Zapomnij o moim bracie i jego mądrych spiskach. Jest martwy więc to go nie zrani, a ty nie będziesz mu nic winien.
- Ty nie rozumiesz - powiedział Harry ponownie.
- Oh, doprawdy? - powiedział szybko Abertforth - Nie wydaje ci się że rozumiałem swojego własnego brata? Myślisz, że znałeś Albusa lepiej niż ja?
- Nie miałem tego na myśli - odrzekł Harry, którego mózg był już ospały z powodu przemęczenia i przejedzenia. - On... On zostawił mi robotę.
- Otóż to - powiedział Abertforth - Ładną robotę mam nadzieje. Przyjemną? Łatwą? Jakiś rodzaj misji, którą młody czarodziej może wykonać bez narażania się.
Ron uśmiechnął się ponuro. Hermiona spojrzała z napięciem.
- N-nie jest łatwa - odpowiedział Harry. - Ale ja musze...
- Musisz? Czemu niby musisz? On jest martwy, czyż nie? - zapytał Abertforth szorstko. - Daj temu spokój, chłopcze, bo skończysz tak jak on. Ratuj siebie!
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Ja - Harry czuł się niezręcznie: nie mógł tego wytłumaczyć, więc odparł atak. - Ale ty też walczysz. Jesteś w Zakonie Feniksa.
- Byłem - przerwał mu Abertforth. - To koniec Zakonu Feniksa. Sam-Wiesz-Kto wygrał, koniec gry. I każdy kto uważa inaczej oszukuje sam siebie. Nigdy nie będziesz tu bezpieczny, Potter, on za bardzo ciebie pragnie. Wyjedź za granicę, ukryj się, ratuj swoje życie. Najlepiej weź tych dwoje ze sobą. - wskazał na Rona i Hermionę. - Tak długo jak żyją są w niebezpieczeństwie, każdy wie, że z tobą pracują.
- Nie moge odejśc - powiedział Harry. - Mam zadanie.
- Oddaj je komuś innemu!
- Nie mogę. Dumbledore powierzył je mnie, wszystko mi wytłumaczył...
- Czyżby? Powiedział ci wszystko, był z tobą zupełnie uczciwy?
Harry całym sercem pragnął odpowiedzieć teraz "Tak", ale to słowo nie mogło mu przejśc przez gardło. Abertforth wydawał się wiedzieć o czym myśli.
- Znałem mojego brata, Potter. Nauczył się dyskrecji na przykładzie matki. Sekrety i kłamstwa, w takim środowisku dorastaliśmy, więc Albus...się dopasował.
Oczy starego mężczyzny powędrowały na portret dziewczynki na gzymsie. To był, Harry rozejrzał się jeszcze raz dokładnie, jedyny obraz w pokoju. Nie było zdjęć Albusa Dumbledore'a ani nikogo innego.
- Panie Dumbledore - zwrócił się Harry z trwogą - Czy to twoja siostra? Ariana?
- Tak - odparł treściwie. - Czytałaś Ritę Skeeter, panienko?
Nawet w świetle kominka widać było, że Hermiona się zaczerwieniła.
- Elphias Doge wspominał nam o niej - powiedział Harry wybawiając Hermionę.
- Ten stary naiwniak - mruknął Abertforth, biorąc duży łyk miodu pitnego. - Myślał, że każde słowo mojego brata jest święte. Zresztą, jest pełno ludzi, włączając was troje, którzy tak myśleli, jakby się temu przyjżeć.
Harry milczał. Nie chciał wyrażać swoich wątpliwości i niejasności co do zagadek jakie postawił przed nim Dumbledore. Podjął decyzję kiedy kopał grób dla Stworka, zdecydował kontynuować tą pokręconą niebezpieczną drogę, którą wskazał mu Albus Dumbledore, żeby zaakceptować to, że nie powiedział mu wszystkiego, ale po prostu mu zaufać. Nie było sensu się ponownie zastanawiać: nie chciał słyszeć niczego co mogloby odciągnąć go od jego celu. Spotkał wzrok Abertfortha, który był tak uderzający jak jego brata: błyszczące niebieskie oczy dawały takie wrażenie jakby prześwietlało go na wylot, więc Harry pomyślał, że Abertforth wiedział o czym myśli i rzucił mu pogardliwe spojrzenie.
- Profesor Dumbledore bardzo dbał o Harry'ego - powiedziała Hermiona cichym głosem.
- Czyżby? - odparł Abertforth. - Zabawna sprawa, jak wiele ludzi otoczonych jego opieką skończyło dużo gorzej niż gdyby pozostawił ich samych sobie.
- Co masz na myśli? - zapytała Hermiona.
- Nie ważne - odpowiedział Abertforth.
- Ale, ale to jest ważne! - powiedziała głośniej Hermiona - Chodzi o twoją siostrę?
Abertforth gapił się na nią. Jej usta wyglądały jakby przeżuwała słowa, które on zatrzymywał. Po chwili zaczął mówić.
- Kiedy moja siostra miała 6 lat, została zaatakowana przez trzech młodych chłopców z mugolskich rodzin. Widzieli jak czaruje, szpiegowali ją przez żywopłot: była dzieckiem, nie mogła tego kontrolować, nikt nie może w tym wieku. Kiedy to zobaczyli, wydaje mi się, że się przestraszyli. Przeskoczyli przez płot, a kiedy nie chciała pokazać im sztuczki, ale ich poniosło i nazwali ją dziwakiem i kazali przestać to robić.
Oczy Hermiony wydawały się ogromne w świetle kominka. Ron wyglądał na chorego. Abertforth wstał, wysoki niczym Albus, był rozzłoszczony, strasznie go to bolało.
- To ją zniszczyło, to co zrobili: nigdy już nie była taka sama. Nie używała magii. ale nie mogła się jej pozbyć. To doprowadziło ją do szaleństwa. Eksplodowało kiedy nie mogła tego kontrolować, czasem była dziwna i niebezpieczna. Ale głównie była słodka, przestraszona i nieszkodliwa. Mój tata zajął się tymi gówniarzami i ich zaatakował. No i został za to zamknięty w Azkabanie. Nigdy nie powiedział dlaczego to zrobił, bo Ministerstwo dowiedziałoby się jaka stała się Ariana, zostałaby zamknięta w Św. Mungusie. Oni widzieliby w niej zagrożenie nadające się do Międzynarodowgo Kodeksu Tajemnie, przez to niezrównoważenie, wybuchy magii, kiedy nie mogła już tego dłużej wytrzymać. Musieliśmy zapewnić jej ciszę i bezpieczeństwo. Przeprowadziliśmy się, mówiąc, że to z powodu jej choroby. Moja matka się nią opiekowała, chciała żeby była spokojna i szczęśliwa. Byłem jej ulubieńcem - powiedział, a mówiąc to zza jego brody i zmarszczek wydawał się wyglądać brudny uczeń. - Nie Albus, on zawsze siedział na górze w swojej sypialni, czytał ksiązki i liczył nagrody, utrzymywał korespondencję z "najbardziej wpływowymi czarodziejami dekady" - podparł się Abertforth - Nie chciał być z nią kojarzony. Mnie lubiła bardziej. Ja przynosiłem jej jedzenie, kiedy nie pozwalała na to mojej matce, potrafiłem ją uspokoić, kiedy miała ataki, a kiedy była spokojna pomagała mi karmić kozy. Później, kiedy miała czternaście lat... Nie było mnie tam. Gdybym był, uspokoiłbym ją. Miała jeden z ataków, moja matka nie była już taka młoda i... to był wypadek. Ariana nie mogła tego kontrolować. Moja matka umarła.
Harry poczuł jednocześnie l


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Aniołki z piekła rodem xD Strona Główna -> Harry Potter ;] Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin