Forum Aniołki z piekła rodem xD Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Rozdział 24-25

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Aniołki z piekła rodem xD Strona Główna -> Harry Potter ;]
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Kathrine
Trup



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Budziwój zdrój JEAH! xD

PostWysłany: Sob 21:11, 15 Wrz 2007 Temat postu: Rozdział 24-25

Rozdział 24 - Wytwórca różdżek

To było jak pogrążenie się w starym koszmarze. Na mgnienie Harry uklęknął jeszcze raz obok ciała Dumbledora u stóp najwyższej wierzy w Hogwarcie. Ale w rzeczywistości wpatrywał się w maleńkie ciało leżące powykręcane na trawie, ugodzone przez Bellatrix srebrnym nożem.
- Zgredku? Zgredku?- powtarzał cały czas, chociaż wiedział, że elf odszedł gdzieś, skąd nie mógł mu odpowiedzieć.
Po jakiejś minucie zorientował się, że mimo wszystko przybyli w dobre miejsce. Byli tu Bill i Fleur, Dean i Luna zebrani wokół niego klęczącego przed skrzatem.
- Hermiona - powiedział nagle. - gdzie ona jest?
- Ron zabrał ją do środka - powiedział Bill. - nic jej nie będzie.
Harry spojrzał w dół na Zgredka. Wyciągnął rękę i wyjął ostre ostrze z ciała skrzata, poczym ściągnął swoją kurtkę i przykrył nią Zgredka jak kocem.
Podczas, gdy inni rozmawiali, Harry słuchał jak gdzieś w pobliżu morze uderzało o kamień. Omawiali sprawy, które go kompletnie nie interesowały, podczas gdy on podejmował pewne decyzje. Dean niósł rannego Gryfka do domu, Fleur pospieszyła z nimi. Teraz tylko Bill naprawdę słuchał tego, co sam mówił. Harry wpatrywał się bezmyślnie w maleńkie ciało leżące na ziemi. Jego blizna kłuła i piekła gdy w jednej części swojego umysłu zobaczył tak jakby patrząc ze złej strony długiego teleskopu Voldemorta, który karał wszystkich, którzy zostali w posiadłości Malfoyów. Jego wściekłość była straszliwa, a jednak żal Harrego wobec Zgredka wydawała się trochę osłabiać ból, który stał się jakby odległą burzą, która dochodziła do Harrego przez ogromny, cichy ocean.
- Chciałbym zrobić to jak należy - były to pierwsze słowa, których Harry był w pełni świadomy podczas mówienia. - Nie za pomocą czarów. Masz łopatę?
I wkrótce potem zabrał się do roboty, wykopując w pojedynkę grób w miejscu, które Bill pokazał mu na końcu ogrodu, wśród krzaków. Kopał z zaciekłością, ciesząc się z fizycznej pracy. Robienie tego w nie magiczny sposób było wspaniałe, bo każda odrobina potu i każdy pęcherz odczuwał jak prezent dla skrzata, który uratował im życie. Paliła go blizna, ale był panem bólu, czuł to, teraz mógł być ponad nim. Wreszcie nauczył się to kontrolować, nauczył się zamykać umysł przed Voldemortem. Najważniejsza rzecz, której, jak chciał Dumledore, miał się nauczyć od Snape. Wtedy gdy Voldemort nie powinien mieć możliwości opętania Harrego, kiedy wyniszczało go cierpienie po Syriuszu, teraz jego myśli nie mogły wdzierać się w Harryego, gdy opłakiwał Zgredka. [Just as Voldemort had not been able to possess Harry while Harry was consumed with grief for Sirius, so his thoughts could not penetrate Harry now while he mourned Dobby.]. Wydawałoby się, że to żal odpędził Voldemorta? oczywiście Dumbledore powiedziałby, że to była miłość.
Harry kopał głębiej i głębiej w stwardniałej, zimnej ziemi, wyładowując swój żal w pocie, zaprzeczając bólowi blizny. W ciemności towarzyszył mu tylko odgłos jego własnego oddechu i szum pędzącego morza. Wszystko co wydarzyło cię u Malfoyów i wszystko co słyszał wróciło do niego, a w ciemnościach rozkwitło zrozumienie?
Niezachwiany rytm jego ramion wybijał takt myślom. Relikwie? Horcruxes? Relikwie?. Już dłużej nie paliła go ta dziwna, obsesyjna tęsknota. Strata i strach wyparły ją na zewnątrz. Miał wrażenie, że ktoś trzepnięciem obudził go jeszcze raz.
Głębiej i głębiej Harry osuwał się w grób. Wiedział gdzie Voldemort był dzisiaj wieczorem, kogo zabił w najwyższej celi Nurmengardu i dlaczego?.
I pomyślał o Glizdogonie, zmarłym z powodu jednego, małego, nieświadomego impulsu łaski? Dubledore to przewidział? Jak dużo jeszcze wiedział?
Harry stracił poczucie czasu. Zauważył tylko, że ciemność rozjaśniła się o kilka stopni kiedy przyszli Ron i Dean.
- Jak Hermiona?
- Lepiej - powiedział Ron. - Fleur jej dogląda.
Harry miał gotową odpowiedź gdyby zapytali go dlaczego nie stworzył po prostu doskonałego grobu za pomocą różdżki, ale nie potrzebował jej. Obaj wskoczyli do dziury którą zrobił, ze swoimi łopatami i razem pracowali w ciszy, aż do momentu, gdy dół wydawał się być wystarczająco głęboki.
Harry zawinął skrzata dokładniej w swoją kurtkę. Ron usiadł na krawędzi grobu, zdjął buty i skarpetki i położył na bose nogi Skrzata. Dean stworzył wełniany kapelusz, który Harry ostrożnie umieścił na głowie Zgredka okrywając jego nietoprzowate uszy.
- Powinniśmy zamknąć mu oczy .
Harry nie słyszał reszty wyłaniającej się z ciemności. Bill ubrał podróżną szatę, Fleur duży, biały fartuch, z którego kieszeni wystawała butelka, o ile Harry mógł rozpoznać, Szkiele-Wzro. Hermiona, opatulona pożyczonym szlafrokiem była blada i chwiała się na nogach. Kiedy podeszła Ron objął ją ramieniem. Luna, która kuliła się w jednym z płaszczów Fleur, przykucnęła i delikatnie położyła palce na każdej z powiek skrzata, zamykając je ponad jego lodowatym spojrzeniem.
- Już - powiedziała łagodnie. - Teraz może spać.
Harry umieścił skrzata w grobie, ułożył jego maleńkie kończyny tak jak by odpoczywał. Wtedy wspiął się na zewnątrz i po raz ostatni wpatrzył się w małe ciałko. Zmuszał się, żeby się nie załamać. Pamiętał jak było na pogrzebie Dumbledora: wiele rzędów złotych krzeseł, Minister Magii w pierwszym rzędzie, recytowanie osiągnięć Dumbledora, okazałość białego, marmurowego grobowca. Czuł, że Zgredek zasługuje właśnie na taki okazały pogrzeb, a jednak leżał tu, między krzakami, w wykopanej dziurze.
- Myślę, że powinniśmy coś powiedzieć - zaczęła Luna- będę pierwsza, mogę?
I kiedy wszyscy na nią spojrzeli, zwróciła się do martwego skrzata spoczywającego na dnie grobu:
- Dziękuję ci bardzo Zgredku, za uwolnienie mnie z tej piwnicy. To takie niesprawiedliwe, że musiałeś umrzeć chociaż byłeś tak dobry i dzielny. Zawsze będę pamiętać co dla nas zrobiłeś. Mam nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwy. - odwróciła się i spojrzała wyczekująco na Rona, który odchrząknął i powiedział zachrypniętym głosem:
- Taaak?. Dzięki Zgredku
- Dzięki - wymamrotał Dean.
Harry przełknął ślinę.
- Do widzenia Zgredku - powiedział i to było wszystko co mógł wykrztusić, ale Luna powiedziała wszystko za niego. Bill podniósł swoją różdżkę. Stos ziemi obok grobu wzniósł się w powietrze i schludnie spadł, tworząc mały, czerwony wzgórek.
- Macie coś przeciwko, żebym został tutaj chwilkę - zapytał pozostałych.
Mamrotali słowa których nie wychwycił. Poczuł delikatne poklepywania na swoich plecach a następnie wszyscy powlekli się z powrotem do wioski zostawiając Harrego samego.
Spojrzał wokoło: było tam trochę dużych, białych kamieni wygładzonych przez morze, oznaczających skraj klombów. Podniósł jednego z największych i położył go na wysokości miejsca, gdzie teraz spoczywała głowa Zgredka. Wtedy poczuł w swojej kieszeni różdżki. Były tam dwie. Zupełnie zapomniał,[lost track]. Nie mógł sobie teraz przypomnieć czyje one były. Wydawał się pamiętać wyrwanie ich z czyjejś ręki. Wybrał krótsza, którą wydała mu się bardziej znajoma w ręce i wycelował w kamień. Powoli, zgodnie z mruczanymi przez niego instrukcjami, na powierzchni kamienia ukazywały się głębokie cięcia. Wiedział, że Hermiona mogłaby zrobić to ładniej i prawdopodobnie szybciej, ale chciał oznaczyć to miejsce tak jak chciał wykopać grób. Gdy Harry wstał ponownie, na kamieniu wyryte było:
TUTAJ SPOCZYWA ZGREDEK, WOLNY SKRZAT DOMOWY
Jeszcze przez kilka sekund patrzył na swoje rękodzieło, poczym odszedł. Jego blizna nadal trochę go kłuła, a jego umysł pełen był myśli, które dopadły go w grobie. Pomysłów, które nabierały kształtu w ciemnościach, pomysłów zarówno fascynujących jak przerażających.
Wszyscy siedzieli w salonie kiedy wszedł do małego holu, a ich uwaga była skupiona na Billu. Pokój był delikatnie oświetlony, piękny, z małym ogniem palącym się jasno w kominku. Harry nie chciał zostawić na dywanie błota więc stanął w drzwiach, słuchając.
- ? całe szczęście, że Ginny wróciła na święta. Jeśli zostałaby w Hogwarcie mogliby ją zabrać, zanim byśmy do niej dotarli. Teraz wiemy, że też jest bezpieczna. - rozejrzał się i zobaczył Harrego stojącego w drzwiach. - zabrałem ich wszystkich z Nory - wyjaśnił. - i przeniosłem do Muriel. Śmierciożercy wiedzą teraz, że Ron jest z tobą, będą zobowiązani do celowania w całą rodzinę [they're bound to target the family]? nie przepraszaj! - dodał na widok miny Harrego. - tato mówił od miesięcy, że to tylko kwestia czasu. Jesteśmy w końcu największą rodziną zdrajców krwi.
- Jak są chronieni? -zapytał Harry
- Zaklęcie Fideliusa. Tato jest strażnikiem tajemnicy. I zrobiliśmy to samo z tą wioską. Tutaj ja jestem strażnikiem tajemnicy. Żadne z nas nie może chodzić do pracy, ale są teraz ważniejsze rzeczy. Jak tylko Ollivander i Gryfek dojdą do siebie przeniesiemy ich też do Muriel. Tutaj nie ma zbyt wiele pokoi a ona ma ich sporo. Noga Gryfka jest w trakcie leczenia. Fleur dała mu Szkiele-Wzro. Będziemy prawdopodobnie mogli przenieść ich za godzinę?
- Nie - powiedział Harry a Bill wyglądał na zaskoczonego - Potrzebuję obu tutaj. Muszę z nimi porozmawiać. To ważne. - poczuł moc w swoim głosie, przekonanie, które przyszło do niego kiedy kopał grób Zgredka. Wszystkie twarze obróciły się na niego, wyglądając na zakłopotane.
- Idę się umyć - powiedział Billowi patrząc na swoje ręce pokryte błotem i krwią. - później chciałbym ich zobaczyć, jak najszybciej.
Wszedł do małej kuchni i podszedł do zlewu pod oknem wychodzącym na morze.
Perłoworóżowy i słabo złoty brzask rozbijał się o horyzont, kiedy mył ręce, znowu podążając za myślami, które przyszły do niego w ciemnym ogrodzie?
Zgredek nie mógłby nigdy powiedzieć im, kto go wysłał do piwnicy, ale Harry wiedział co zobaczył. Świdrujące, niebieskie oko spojrzało z fragmentu lustra a następnie przyszła pomoc. Pomoc zawsze przyjdzie w Hogwarcie do tych, którzy o nią poproszą.
Harry wytarł do sucha swoje ręce, nieczuły na piękno scenerii za oknem i szepty w salonie. Spojrzał ponad oceanem i poczuł się bliżej niż nigdy wcześniej, świt, bliżej do serca tego wszystkiego. [He looked out over the ocean and felt closer, this dawn, than ever before, closer to the heart of it all - dawn oznacza zarowno "swit" jak I "zaswitalo mi"]
A mimo to blizna kłuła go i wiedział, że Voldemort też to odczuwa. Zrozumiał a jednak nie rozumiał. Instynkt podpowiadał mu jedną rzecz, rozum całkowicie inną. Dumbledore w głowie Harrego uśmiechnął się, lustrując go wzrokiem ponad czubkami palców, ściskanych razem jakby w modlitwie.
Dałeś Ronowi wygszacz? rozumiałeś go? dałeś mu możliwość powrotu?
I rozumiałeś też Glizdogona? wiedziałeś ,że będzie w nim troszke skruchy?
I jeżeli ich tak dobrze znałeś? Co wiedziałeś o mnie, Dumbledore? Miało znaczenie zrozumienie a nie szukanie? Widziałeś jak mocno będę to przeżywał? To dlatego uczyniłeś to trudniejszym? Żebym miał czas to zrozumieć?
Harry wciąż stał, szklistymi oczami obserwując miejsce, gdzie jaskrawozłoty promień słońca wznosił się ponad horyzont. Spojrzał na swoje czyste dłonie i przez moment zaskoczyło go, że trzyma w nich ścierkę. Położył ją i powrócił do holu. Nagle poczuł swoją bliznę tętniącą gniewnie, a następnie przez jego umysł przemknął, nieuchwytny jak cień ważki na wodzie, profil budynku który znał niezwykle dobrze.
Bil i Fleur stali na schodach
- Muszę porozmawiać z Gryfek i Ollivanderem -powiedział Harry.
- Nie - odpowiedziała Fleur - Ti musisz poczekać, Arry, oni obaj zbyt zmęceni?
- Przykro mi- odparł bez zdenerwowania - ale to nie może czekać. Muszę porozmawiać z nimi teraz. Na osobności? i oddzielnie. To pilne.
- Harry, o co do diabła chodzi? - zapytał Bill. - Wracasz tutaj z martwym skrzatem domowym i na pół przytomnym gobelinem, Herminą wyglądającą jak by była torturowana a Ron właśnie odmówił powiedzenia mi czegokolwiek?
- Nie możemy powiedzieć Ci co robimy - powiedział stanowczo Harry. - jesteś w zakonie, Bill, wiesz, że Dumbledore zostawił nam misję. Nie zostaliśmy upoważnieni do rozmawiania o tym z nikim innym.
Fleur wydała z siebie zirytowany odgłos, ale Bill nie patrzył na nią. Wpatrywał się w Harrego. Trudno było określić, co o tym myśli, ponieważ jego twarz pokryta była głębokimi bliznami. W końcu powiedział:
- Dobrze. Z którym chciałbyś rozmawiać jako pierwszym?
Harry zawahał się. Wiedział co zależało od jego decyzji. Nie było czasu do stracenia. Nadszedł moment decyzji: horcruxy czy regalia?
- Gryfek - powiedział Harry - Najpierw porozmawiam z Gryfkiem.
Jego serce waliło tak jak by biegł sprintem i właśnie przeskoczył niewyobrażalną przeszkodę.
- Więc chodź na górę - rzekł Bill, wskazując drogę. Harry wszedł na kilka stopni zanim się zatrzymał i obejrzał.
- Będę potrzebował waszej dwójki - odezwał się do Rona i Hermiony, którzy przyczaili się, na wpół ukryci za drzwiami salonu. Obydwoje weszli w krąg światła. Na ich twarzach malowała się osobliwa ulga.
- Jak się czujesz - spytał Harry Hermionę. - Byłaś niesamowita wymyślając tą historię kiedy ona sprawiała Ci taki ból?
Hermiona uśmiechnęła się słabo kiedy Ron uścisnął ją jednym ramieniem.
- Co teraz robimy, Harry? - zapytał
- Zobaczysz. Chodźcie.
Harry, Ron i Hermina podążyli za Billem po schodach do mały podest. Było tam troje drzwi.
- Tutaj - powiedział Bill, otwierając drzwi do pokoju jego i Fleur, który także miał widok na morze, teraz w złotych cętkach słońca. Harry podszedł do okna, odwrócił się plecami do wspaniałego widoku i czekał ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i kłującą blizną. Hermina zajęła miejsce na krześle przy toaletce, Ron na jego poręczy.
Bill pojawił się, niosąc małego goblina, którego posadził ostrożnie na łóżku. Gryfek wychrząkał podziękowania i Bill wyszedł zamykając drzwi.
- Przepraszam, że wyciągnąłem cię z łóżka - powiedział Harry. - Jak twoja noga?
- Boli - odpowiedział goblin. - ale zdrowieje.
Wciąż trzymał kurczowo miecz Gryffindora i patrzył się dziwnym wzrokiem: na pół zaczepny i pół zaintrygowany. Harry zauważył, że jego skóra była ziemista, miał długie, wąskie palce i czarne oczy. Fleur zdjęła mu buty: jego długie stopy były brudne. Był większy niż skrzat domowy, ale nie tak bardzo. Jego kopulasta głowa była dużo większa niż ludzka.
- Pewnie nie pamiętasz? - rozpoczął Harry.
-? że to ja byłem gobelinem, który zabrał cię do Twojej skrytki, kiedy pierwszy raz odwiedziłeś Gringotta? - powiedział Gryfek - pamiętam, Harry Potterze, nawet wśród goblinów jesteś bardzo sławny.
Harry i goblin patrzyli na siebie oceniając się nawzajem. Blizna wciąż kłuła. Harry chciał przejść przez tą rozmowę szybko, a zarazem bał się postawienia fałszywego kroku.
Podczas, gdy próbował zdecydować się co do sposobu wyartykułowania swojej prośby, goblin przerwał ciszę.
- Pochowałeś skrzata - powiedział z niespodziewaną urazą w głosie. - obserwowałem cię z okna sypialni obok.
- Tak- powiedział Harry.
Gryfek popatrzył na niego kątem swoich skośnych, czarnych oczu.
- Jesteś niezwykłym czarodziejem, Harry Potterze.
- Pod jakim względem? - zapytał Harry pocierając z roztargnieniem bliznę.
- Wykopałeś grób.
- No i?
Gryfek nie odpowiedział. Harry pomyślał, że szydzi z tego, że zrobił to jak Mugol, ale to, czy Gryfek wyraża zgodę na grób Zgredka czy też nie, nie miało dla niego żadnego znaczenia. Zebrał się w sobie by zaatakować.
- Gryfku, muszę zapytać?.
- Uratowałeś też goblina.
- Co?
- Wziąłeś mnie tutaj. Ocaliłeś mnie.
- No cóż, mam nadzieję że nie żałujesz? - powiedział Harry trochę zniecierpliwiony.
- Nie, Harry Potterze - powiedział Gryfek, okręcając rzadką, czarną brodę wokół jednego ze swoich palców - ale jesteś bardzo dziwnym czarodziejem.
- Prawda - powiedział Harry. - więc potrzebuję pomocy, Gryfku, a ty możesz mi jej udzielić.
Goblin nie zrobił żadnego zachęcającego gestu, ale patrzył na Harrego z marsową miną, jakby nigdy wcześniej nie widział niczego takiego jak on. - muszę się włamać do skrytki w Gringocie.
Harry nie miał zamiaru powiedzieć tego w ten sposób: te słowa wymusił na nim ból, który przeszył jego bliznę i to co znowu zobaczył - zarys Hogwartu. Stanowczo zamknął swój umysł. Musiał się najpierw zająć Gryfkiem. Ron i Hermina wpatrywali się w Harrego jakby oszalał.
- Harry? - powiedziała Hermiona, ale Gryfek jej przerwał:
- Włamać się do skrytki w Gringocie? - powtórzył goblin krzywiąc się trochę gdy zmienił swoją pozycję na łóżku - to jest niemożliwe.
- Jest możliwe - zaprzeczył mu Ron. - i to było już zrobione.
- Taak - powiedział Harry. - tego samego dnia kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, Gryfku. Moje urodziny, siedem lat temu.
- Skrytka o której mówicie była wtedy pusta - sapnął goblin a Harry zrozumiał, że nawet jeśli Gryfek opuścił Gringotta, czuł się urażony możliwością naruszenia jego obrony - Ochrona była minimalna.
- No więc, skrytka do której chcemy wejść nie jest pusta i zgaduję, że jej ochrona będzie dosyć potężna - powiedział Harry. - należy do Leastrangeów.
Zobaczył jak Hermiona i Harry patrzą się na siebie z zaskoczeniem, ale będzie dużo czasu na wyjaśnienia po tym jak Gryfek udzieli odpowiedzi.
- Nie masz szans - powiedział stanowczo Gryfek. - Możesz zapomnieć. [If you seek beneath our floors, a treasure that was never Yours?]
- [Thief, you have been warned, beware] - taak, wiem, pamiętam - powiedział Harry. - ale ja nie zamierzam zagarnąć żadnego skarbu dla siebie. Nie chcę brać niczego dla osobistego zysku. Jesteś w stanie w to uwierzyć?
Goblin spojrzał ukosem na Harrego. Blizna na jego czole zakłuła, ale zignorował ją, nie przyjmując do wiadomości bólu.
- Jeśli byłby czarodziej któremu miałbym uwierzyć, że nie będzie szukał osobistego zysku - powiedział w końcu Gryfek. - to byłbyś ty, Harry Potterze. Gobliny i skrzaty nie są zwykle chronione ani obdarzane szacunkiem, który wykazałeś dzisiejszej nocy. Przynajmniej nie przez nosicieli różdżek.
- Nosiciele różdżek - powtórzył Harry: ten zwrot odbijał mu się dziwnie w uszach. Jego blizna zakłuła, gdyż Voldemort skierował swoje myśli na północ a Harry chciał jak najszybciej przejść do pytania pana Ollivandera.
- O prawo do noszenia różdżki - powiedział cicho goblin. - długo toczył się spór pomiędzy czarodziejami a goblinami.
- No cóż, gobliny mogą czarować bez różdżek - powiedział Ron.
- To nie ma znaczenia! Czarodzieje odmawiają dzielenia się wiedzą o różdżkach z innymi magicznymi istotami, odmawiają nam możliwości poszerzenia naszej mocy!
- Gobliny też nie chcą dzielić się swoją magią - powiedział Ron. - nie chcecie nam zdradzić sposobów jak robić miecze i zbroje. Gobliny wiedzą jak postępować z metalem w sposób, którego czarodzieje nigdy nie?.
- To jest nieważne - powiedział Harry, zauważając rosnący rumieniec na obliczu Gryfka. - nie mówimy tutaj o niesnaskach pomiędzy czarodziejami a goblinami, czy innym rodzajem magicznych stworzeń?
Gryfek zaśmiał się złośliwie.
- Ale to jest dokładnie to! Odkąd Czarny Pan staje się coraz bardziej potężny, wasza rasa jest coraz silniej nad moją! Gringott podlega prawu czarodziei, skrzaty domowe są mordowane i kto wśród nosicieli różdżek protestuje przeciwko temu?
- My! - powiedziała Hermiona. Wyprostowała się, jej oczy lśniły. - my protestujemy! A na mnie polują tak samo jak na gobliny czy skrzaty Gryfku! Jestem szlamą!
- Nie nazywaj siebie? - wyszeptał Ron.
- A dlaczego nie? - powiedziała Hermiona. - Jestem szlamą i jestem z tego dumna! Teraz nie mam wyższej pozycji niż ty, Gryfku! To mnie torturowano u Malfoyów!
Kiedy mówiła szarpnęła w bok kołnierz szlafroka odsłaniając cienkie nacięcia zrobione przez Bellatrix, szkarłatnie mieniące się na tle jej gardle.
- Wiedziałeś, że Harry spowodował uwolnienie Zgredka? - zapytała. -wiedziałeś, że chcieliśmy uwolnić skrzaty od lat? (Ron wiercił się na oparciu krzesła Hermiony). Wszyscy chcemy tak samo klęski Sam-Wiesz-Kogo, Gryfku!
Goblin wpatrywał się w Herminę z taką samą ciekawością jak wcześniej w Harrego.
- Czego szukacie w skrytce Lestrangeów - zapytał nagle. - miecz, który leży wewnątrz jest podróbką. Ten jest prawdziwy. - wodził wzrokiem pomiędzy każdym z nich. - myślę, że to już wiecie. Prosiliście mnie o skłamanie gdy tam byliśmy.
- Ale fałszywy miecz nie jest jedyną rzeczą w skrytce, prawda? - zapytał Harry. - być może widziałeś inne rzeczy, które tam były?
Jego serce zaczęło bić mocniej niż kiedykolwiek Podwoił swoje wysiłki by ignorować pulsowanie blizny. Goblin ponownie okręcił brodę wokół swojego palca.
- Rozmawianie o sekretach Gringotta jest wbrew naszemu kodeksowi. Jesteśmy strażnikami legendarnych skarbów. Mamy zobowiązania wobec obiektów pozostawionych pod naszą opieką, które były bardzo często wykonywane naszymi rękami - goblin pogłaskał miecz a jego czarne oczy spoczęły na chwilę na Ronie.
- Zbyt młodzi - powiedział na końcu - by walczyć tak wiele.
- Pomożesz nam? - powiedział Harry. - nie możemy mieć nadziei na włamanie się do środka bez pomocy goblinów. Jesteś naszą jedyną szansą.
- Ja powinienem? pomyśleć nad tym - powiedział z wściekłością Gryfek
- Ale? - zaczął Ron ze złością, ale Hermiona trąciła go łokciem w żebro.
- Dziękuję - powiedział Harry.
Goblin pochylił swoją wielką kopulastą głowę w uznaniu i poruszał swoimi krótkimi nogami.
- Myślę - powiedział, ostentacyjnie sadowiąc się na łóżku Billa i Fleur. - że Szkielet-Wzro skończyło swoją pracę. W końcu mógłbym mieć możliwość wyspania się. Wybaczcie mi?
- Tak.. oczywiście - powiedział Harry, ale zanim wyszedł z pokoju schylił się i wziął miecz Gryffindora. Gryfek nie zaprotestował, ale Harremu wydawało się, że zobaczył urazę w jego oczach zanim zamknął za nim drzwi.
- Mały [git] - wyszeptał Ron - sprawia mu przyjemność trzymanie nas w niepewności.
Harry - szepnęła Hermiona, odciągając go dalej od drzwi, na środek ciągle ciemnego podestu - czy ty mówiłeś o tym o czym ja myślę? Mówiłeś, że w skrytce Lestrangeów jest horcrux?
- Tak - powiedział Harry. - Bellatrix struchlała kiedy pomyślała, że tam byliśmy. Pomyślała, że widzieliśmy inne rzeczy, że mogliśmy wziąć inne rzeczy. I była przerażona, że Sami-Wiecie-Kto mógłby się o tym dowiedzieć.
- Ale myślałem, że szukamy miejsc w których Sami-Wiecie-Kto był albo były dla niego ważne - powiedział zbity z tropu Ron. - czy on kiedykolwiek był w skrytce Leastrangeów?
- Nie mam pojęcia, czy on był kiedykolwiek w środku Gringotta - powiedział Harry. - nigdy nie miał tam złota kiedy był młody, bo nikt niczego mu nie zostawił. Powinien był widzieć bank z zewnątrz, kiedy pierwszy raz odwiedzał ulicę Pokątną.
Blizna Harrego zabolała jeszcze mocniej, ale zignorował to. Chciał, żeby Ron i Hermiona zrozumieli o co chodzi z Gringottem zanim będą rozmawiać z Ollivanderem.
- Myślę, że zazdrościł wszystkim, którzy posiadali klucz do skrytki w Gringottcie. Uważam, że uznawał to za symbol przynależności do świata czarodziejów. I nie zapominaj, że ufał Bellatrix i jej mężowi. Byli jego najbardziej oddanymi sługami zanim upadł [fall] i poszli go szukać kiedy zniknął. Powiedział to w noc, kiedy wrócił, słyszałem go. - Harry potarł swoją bliznę. - Nie sądzę, żeby powiedział Bellatrix, że to jest Horcrux. Nigdy nie powiedział Lucjuszowi Malfoyowi prawdy o pamiętniku. Prawdopodobnie powiedział jej, że to jest cenna zdobycz i poprosił ją, żeby przechowała go w swojej skrytce. W najbezpieczniejszym miejscu na świecie dla wszystkiego co chcesz ukryć, Hagrid mi to powiedział? poza Hogwartem.
Kiedy Harry skończył mówić, Ron potrząsnął głową.
- Ty naprawdę go rozumiesz.
- Tylko trochę - powiedział Harry. - troszeczkę? chciałbym zrozumieć Dumbledora tak bardzo. Ale zobaczymy. Chodźcie, teraz Ollivander.
Ron i Hermiona wyglądali na oszołomionych ale pod wrażeniem kiedy podążyli za nim przez mały podest i zapukał w drzwi naprzeciwko sypialni Billa i Fleur.
- Proszę - odpowiedziano słabo.
Wytwórca różdżek leżał na jednym z bliźniaczych łóżek położonym najdalej od okna. Był trzymany w piwnicy ponad rok, a jak wiedział Harry, był torturowany przynajmniej raz. Wyglądał na wyniszczonego, kości jego twarzy odcinały się na jego żółtawej skórze. Jego wspaniałe, srebrne oczy wydawały się ogromne, gdyż były zapadnięte w głąb oczodołów.
Ręce, które spoczywały na kocu mogłyby należeć do szkieletu. Harry usiadł na pustym łóżku obok Rona i Hermiony. Wschodzące słońce nie było tutaj widoczne. Z pokoju widać było ogród na wierzchołku klifu i świeżo wykopany grób.
- Panie Ollivander, przepraszam, że panu przeszkadzam - powiedział Harry.
- Mój drogi chłopcze - głos Ollivandera był wątły. - wybawiłeś nas, myślałem, że tam umrzemy. Nigdy nie będę mógł ci odwdzięczyć? nigdy odwdzięczyć? wystarczająco.
- Cieszę się, że nam się to udało.
Blizna Harrego pulsowała. Wiedział, był przekonany, że zupełnie nie ma czasu do stracenia w którym Voldemort uderzy w swój cel, albo próbowanie udaremnić mu. [He knew, he was certain, that there was hardly any time left in which to beat Voldemort to his goal, or else to attempt to thwart him.]. Poczuł przypływ paniki?. już podjął decyzję, gdy postanowił rozmawiać z Gryfkiem jako pierwszym. Udając spokój, którego nie czuł, poszukał po omacku w sakiewce zawieszonej na szyi i wyjął dwie połówki złamanej różdżki.
- Pnie Ollivander, potrzebuję pomocy.
- Co tylko zechcesz - powiedział słabo wytwórca różdżek.
- Potrafi pan to naprawić? Jest to możliwe?
Ollivander wyciągnął trzęsącą się rękę i Harry umieścił w niej dwa ledwie połączone kawałki.
- Ostrokrzew i pióro feniksa - powiedział Ollivander drżącym głosem - jedenaście cali. Ładna i giętka.
- Tak - powiedział Harry. - może pan?
- Nie - wyszeptał Ollivander - Przykro mi, bardzo przykro, ale różdżka która doznała obrażeń w tak dużym stopniu nie może być naprawiona w żaden sposób, jaki znam.
Harry był przygotowany na taką odpowiedź, ale mimo to był to dla niego cios. Wziął różdżkę z powrotem i wsadził ją do sakiewki. Ollivander wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknęła zniszczona różdżka i odwrócił wzroku dopóki Harry nie wyjął z kieszeni dwóch różdżek zabranych z domu Malfoyów.
- Może pan je rozpoznać? - zapytał Harry.
Wytwórca różdżek wziął pierwszą i spojrzał na nią z bliska swoimi zapadłymi oczyma, obracając ją pomiędzy [knobble-knuckled] palcami i nieznacznie wyginając.
- Orzech włoski i włókno z serca smoka - powiedział - dwadzieścia trzy cale. Niezbyt giętka. Należała do Bellatrix Lestrange.
- A ta?
Ollivander przeprowadził takie samo badanie.
- Głóg i włos jednorożca. Dokładnie dziesięć cali. Dość sprężysta. Była to różdżka Draco Malfoya.
- Była? - powtórzył Harry - nie jest nadal jego?
- Prawdopodobnie nie. Jeśli ją zabrałeś?
- ?zrobiłem to?
-? więc być może jest twoja. Oczywiście ma znaczenie sposób w jaki to zrobiłeś. Dużo też zależy od samej różdżki. Na ogół jednakże, gdzie różdżka została wygrana, zmienia się jej lojalność.
W pokoju zapanowała cisza. Słychać było jedynie szum morza.
- Mówi pan o różdżkach jak by miały uczucia - powiedział Harry. - jakby mogły samodzielnie myśleć.
- Różdżki wybierają czarodziejów - powiedział Ollivander - To zawsze było jasne dla tych z nas, którzy zgłębiali tajniki wiedzy o różdżkach.
- Ktoś może używać różdżki, która go nie wybrała? - zapytał Harry.
- Och, oczywiście. Jeśli jesteś czarodziejem możesz kierować swoje czary przez prawie każdy instrument. Jednakże najlepsze rezultaty zawsze będą osiągane tam, gdzie zaistnieje najbliższy związek między czarodziejem a różdżka. Te połączenia są złożone. Na początku jest przyciąganie, a później wspólne poszukiwanie doświadczeń, różdżka uczy się od czarodzieja, czarodziej od różdżki.
Fale tryskały w przód i w tył[The sea gushed forward and backward].
- Zabrałem tą różdżkę Draconowi Malfoyowi siłą - powiedział Harry. - mogę jej bezpiecznie używać?
- Tak mi się wydaje. Własnością różdżki rządzą misterne prawa, ale zdobyta różdżka zazwyczaj poddaje się nowemu mistrzowi.
- Więc ja powinienem używać tej? - powiedział Ron wyciągając różdżkę Glizdogona i wyciągając ją do Ollivandera.
- Kasztan i włókno z serca smoka. Dziewięć i ćwierć cala. Krucha. Byłem zmuszony do jej wykonania krótko po moim porwaniu dla Petera Pettrigrewa. Tak, jeśli ją wygrałeś, to są duże szanse, że będzie się poddawała twoim rozkazom i będzie robić to lepiej niż jakakolwiek inna różdżka.
- To dotyczy wszystkich różdżek - zapytał Harry.
- Tak myślę - odpowiedział Ollivander, kierując swoje wydatne oczy na twarz Harrego. - Zadaje pan pytania, wymagające rozległych odpowiedzi panie Potter. Wiedza o różdżkach jest złożoną i tajemniczą dziedziną magii.
- Więc nie jest konieczne zabicie poprzedniego właściciela żeby posiąść różdżkę? - zapytał Harry.
Ollivander przełknął ślinę.
- Konieczne? Nie powiedziałem tak.
- Jest taka legenda - powiedział Harry. Jego tętno przyspieszyło, ból w bliźnie stał się intensywniejszy. Był przekonany, że Voldemort zdecydował się wprowadzić w życie swój pomysł. - Legenda o różdżce.. albo różdżkach, które były przekazywane z rąk do rąk rzez morderstwo.
Ollivander zbladł. Na tle śnieżnobiałej poduszki był jasnoszary, w jego oczach, nienormalnie dużych, nabiegłych krwią dojrzeć można było strach.
- O ile wiem tylko jedna różdżka - wyszeptał.
- I Sam-Wiesz-Kto jest nią zainteresowany? - zapytał Harry.
- Ja.. Skąd.. - zachrypiał Ollivander i spojrzał błagałnie na Rona i Hermionę. - skąd to wiesz?
- On chciał, żebyś mu powiedział w jaki sposób pokonać połączenie między naszymi różdżkami - powiedział Harry.
Ollivander wyglądał na wystraszonego.
- Torturował mnie, musisz to zrozumieć! Zaklęcie Cruciatus, J-ja nie miałem wyboru, musiałem mu powiedzieć co wiem i czego się domyślam!
- Rozumiem - powiedział Harry. - powiedziałeś mu o bliźniaczych trzonach? Powiedziałeś, żeby poyczył różdżkę innego czarodzieja?
Ollivander wyglądał na przerażonego, sparaliżowanego tym, jak dużo Harry wie. Kiwnął wolno głową.
- Ale to nie zadziałało - brnął dalej Harry. - Moja wciąż powodowała wybuchy pożyczonych różdżek. Wie pan dlaczego? - Olliwander potrząsnął głową chociaż przed chwilą nią kiwał.
- Ja nigdy? nie słyszałem o czymś takim. Twoja różdżka wykonała coś wyjątkowego tamtej nocy. Połączenie bliźniaczych rdzeni jest niezwykle rzadkie, ale nie wiem dlaczego twoja różdżka spowodowała zniszczenie tej pożyczonej ?
- Rozmawialiśmy o tej różdżce, która zmienia właściciela przez morderstwo. Kiedy Sam-Wiesz-Kto zorientował się, że z moją różdżką stało się coś dziwnego, wrócił i zapytał właśnie o tąróżdżke, prawda?
- Skąd ty to wiesz?
- Harry nie odpowiedział.
- Tak, zapytał - wyszeptał Ollivander. - chciał wiedzieć wszystko co mogę mu powiedzieć o różdżce znanej jako Różdżka Śmierci, Różdżka Przeznaczenia albo Najstarsza Różdżka.
Harry spojrzał kątem oka na Herminę. Wyglądała na osłupiałą.
- Czarny Pan - pwiedział Ollivander ściszonym i przerażonym tonem - zawsze cieszył się z różdżki, którą mu zrobiłem? taak, pióro feniksa, trzynaście i pół cala? dopóki nie odkrył połączenia bliźniaczych rdzeni. Teraz szuka innego, bardziej potężnego wytwórcę różdżek, uważając to za jedyny sposób na zwyciężenie z twoją.
- Ale będzie wiedział szybko, o ile już nie wie, że moja różdżka jest złamana bez możliwości naprawy - powiedział cicho Harry.
Nie! - ze strachem powiedziała Hermiona. - on nie może wiedzieć, Harry, skąd mógłby się??
- Priori Incantatem - powiedział Harry. - zostawiliśmy twoją i różdżke z tarniny u Malfoyów, Hermino. Jeśli je sprawdzili, sprawili żeby odtworzyły zaklęcia które rzuciły ostatnio, zobaczą, że Twoja złamała moją, że próbowałaś ją naprawić i nie udało ci się to i zrozumieją, że używałem różdżki z tarniny od tamtego czasu.
Color, który powracał na jej twarz odkąd wrócili znowu odpłynął. Ron obdarzył Harrego pełnym wyrzutu spojrzeniem i powiedział:
- Nie martwmy się tym teraz?.
Ale pan Ollivander przerwał.
- Czarny Pan nie przestanie szukać Najstarszej Różdżki tylko z powodu zniszczenia pańskiej, Panie Potter. Jest zdeterminowany, żeby ją posiąść, ponieważ sądzi, że uczyni go naprawdę niezniszczalnym.
- Ona to sprawi?
- Właściciel Najstarszej Ródżki ciągle musi odpierać ataki. - powiedział Ollivander - ale to, że Czarny Pan miałby zdobyć Różdżkę Śmierci jest, przyznaję?.. niebywałą myślą.
Harry nagle przypomniał sobie, że kiedy spotkali się pierwszy raz był bardzo niepewny, czy właściwie lubi pana Ollivandera. Nawet teraz, po byciu torturowanym i uwięzionym przez Voldemorta myśl o czarnoksiężniku będącym w posiadaniu tej różdżki wydawała się oczarować go w tym samym stopniu co napełniać odrazą.
- Naprawdę? Naprawdę uważa pan, że ta różdżka istnieje panie Ollivander? - zapytała Hermiona
- Och tak - powiedział Ollivander. - można śledzić wędrówkę tej różdżki przez historię. Oczywiście są luki i długie okresy czasu kiedy znika z widoku, chwilowo zagubiona lub ukryta, ale zawsze powraca znowu. Ona ma pewne charakterystyczne cechy, które rozpoznają wszyscy ci, którzy zgłębili wiedzę o różdżkach. Istnieją sprawozdania, które ja i inni wytwórcy różdżek musieliśmy zrobić obowiązkowo na studiach i choć część jest mało znana, brzmią autentycznie.
- Więc.. więc nie uważa pan, że to może być bajka albo legenda? - zapytała z nadzieją Hermiona
- Nie - powiedział Ollivander. - Jednakże czy NIEZBĘDNE jest morderstwo by ją zdobyć.. tego nie wiem. Jej historia jest krwawa, ale to może być związane z tym, że jest to przedmiot marzeń i wzbudza wielkie namiętności w czarodziejach. Ogromnie potężna, niebezpieczna w złych rękach a także przedmiot fascynacji wszystkich z nas, którzy zgłębiają moc różdżek.
- Panie Ollivander - powiedział Harry. - powiedział pan Sam-Wiesz-Komu, że Grygorowicz miał Najstarszą Różdżkę, prawda?
Ollivander obrócił się o ile to w ogóle możliwe był jeszcze bledszy. Wyglądał upiornie. Przełknął ślinę.
- Ale skąd ty to?
- Nie ważne skąd to wiem - powiedział Harry, zamykając na chwilę oczy. Jego blizna zaczęła go palić i zobaczył przez kilka sekund wizję głównej ulicy Hogsmade [still dark, becouse it was so much farther north]. - powiedział pan Sam-Wiesz-Komu, że to Gregorowicz miał różdżkę?
- To była pogłoska- wyszeptał Ollivander.- plotka którą moim zdaniem sam Gregorowicz rozpoczął lata temu, jeszcze przed waszym urodzeniem. Możecie sobie wyobrazić jak wieść, że rozpracowuje i próbuje powielić właściwości Najstarszej Różdżki, mogła być dobra dla jego biznesu!
- Tak, rozumiem - powiedział Harry. - Panie Ollivander, jeszcze jedno pytanie i damy panu odpocząć. Co pan wie o Relikwiach Śmierci?
- O Re.. o czym? - zapytał wytwórca różdżek, wyglądając na całkowicie zdezorientowanego.
- Relikwie Śmierci.
- Obawiam się, że nie mam pojęcia o czym mówisz. Czy to także jest coś związane z różdżkami?
Harry spojrzał w jego zapadniętą twarz i uwierzył, że pan Ollivander nie udaje. Nie miał pojęcia o Relikwiach.
- Dziękuję panu - powiedział Harry. - dziękuję panu bardzo. Zostawimy pana teraz, żeby mógł pan odpocząć.
Ollivander wyglądał na zagrożonego [looked stricken].
- On mnie torturował! - wysapał. - Zaklęcie Cruciatus.. nie masz pojęcia?
- Mam - powiedział Harry. - naprawdę mam. Proszę odpocząć. Dziękuję panu za powiedzenie mi tego wszystkiego.
Poprowadził Rona i Herminę w dół schodów. Harry dojrzał Billa, Fleur, Lune i Deana siedzących przy kuchennym stole z filiżankami herbaty przed nimi. Wszyscy popatrzyli się w górę, kiedy pojawił się w drzwiach, ale on jedynie skinął im głową i szedł dalej do ogrodu, a za nim Ron i Hermiona. Czerwonawa sterta ziemi, która przykryła Zgredka leżała z przodu i Harry podszedł do niej. Ból w jego głowie stawał się coraz mocniejszy. Zamknięcie się na napierającą wizję wymagało teraz olbrzymiego wysiłku, ale wiedział, że musi stawić jej opór jeszcze chwilę. Będzie mógł się poddać już niedługo, żeby dowiedzieć się, czy jego teoria jest prawdziwa. Jednak wcześniej musi dokonać jeszcze jednego, krótkiego wysiłku, żeby wyjaśnić Ronowi i Hermionie.
- Grygorowicz miał Najstarszą Różdżkę bardzo dawno temu - powiedział. - widziałem Sami-Wiecie-Kogo próbującego ją znaleźć. Kiedy go wytropił, odkrył, że Gregorowicz już jej nie ma: została mu skradziona przez Grindelwalda. Nie mam pojęcia w jaki sposób Grindelwald dowiedział się, że Gregorowicz ją ma, ale jeśli Gregorowicz był na tyle głupi, żeby szerzyć plotki, być może nie było to takie trudne.
Voldemort był przy bramie Hogwartu. Harry mógł go tam zobaczyć. Widział huśtające się lampy i jego zbliżającego się coraz bardziej.
- Grindelwald użył Najstarszej Różdżki żeby stać się potężnym. I u szczytu jego potęgi, kiedy Dumbledore zorientował się, że jest jedynym, który może go powstrzymać, pojedynkował się z nim, wygrał i zabrał Najstarszą Różdżkę.
- DUMBLEDORE miał Najstarszą Różdżkę? - powiedział Ron.- w takim razie.. gdzie ona teraz jest?
- W Hogwarcie - powiedział Harry, walcząc, żeby zostać z nimi w położonym na szczycie klifu ogródku.
- No to lecimy! - powiedział niecierpliwie Ron. - Harry, musimy ją zdobyć zanim on to zrobi!
- Za późno na to - powiedział Harry, trzymając się kurczowo za głowę. - on wie gdzie ona jest. On jest tam teraz.
- Harry! - powiedział Ron z furią. - jak długo o tym wiedziałeś? dlaczego marnowaliśmy czas? Dlaczego rozmawiałeś z Gryfkiem jako pierwszym? Mogliśmy się tam udać? wciąż możemy?
- Nie - powiedział Harry i uklęknął na trawie. - Hermiona miała rację. Dumbledore nie chciał, żebym je miał. Nie chciał, żebym je brał. On chciał, żebym znalazł Horcruxy
- Różdżka nie do pokonania, Harry! - jęknął Ron.
- Nie miałem? Powinienem znaleźć Horcruxy?
Teraz wszystko było zimne i ciemne: słońce było ledwie widoczne ponad horyzontem, kiedy szybował obok Snapea, przez pagórki w kierunku jeziora.
- Wkrótce dołączę do ciebie w zamku - powiedział swoim wysokim, zimnym głosem. - a teraz zostaw mnie.
Snape skłonił się i ruszył z powrotem. Jego czarna peleryna wydymała się za nim. Harry podszedł wolnym krokiem, czekając aż Snape zniknie. Ani Snape ani nikt inny nie powinien widzieć gdzie teraz szedł. Ale nie było żadnych świateł w oknach zamku a on mógł się ukryć? w sekundę rzucił na siebie Zaklęcie [disillusionment], które ukryło go nawet przed jego własnymi oczami.
I szedł dalej, wokół brzegu jeziora, widząc zarys ukochanego zamku, jego pierwszego królestwa, jego prawo przysługujące z urodzenia [birthrght]?.
I tutaj to było, obok jeziora, odbijające się w czarnej wodzie. Biały marmurowy grobowiec, niepotrzebna plama na znajomym krajobrazie. Poczuł jeszcze raz napływ kontrolowanej euforii, ten podniecający cel w zniszczeniu [that heady sense of purpose In destruction].
Podniósł starą, cisową różdżkę: wyśmienicie, że to będzie jej ostatni wielki akt. Grobowiec rozdarł się od stóp do głów. Okryta całunem postać była tak wysoka i tak chuda jak to było podczas jej życia. Podniósł różdżkę jeszcze raz. Okrycie opadło. Twarz była półprzezroczysta blada, zapadnięta, jeszcze prawie idealnie zachowana. Pozostawił okulary na jego zakrzywionym nosie: poczuł szydercze rozbawienie
Ręce Dumbledora zostały złożone na jego klatce piersiowej i tam też leżała ona, trzymana przez niego kurczowo i z nim pochowana. Stary głupiec, wyobraził sobie, że marmur albo śmierć będą chronić różdżkę?
Pomyślał, że Czarny Pan będzie się bał bezcześcić jego grobowiec? Pająkowata ręka zanurkowała i wyciągnęła różdżkę z uścisku Dumbledora. A ponieważ jej dotknął, snop iskier wystrzelił z jej czubka, skrząc się nad zwłokami poprzedniego właściciela, gotowa by służyć w końcu swojemu nowemu mistrzowi.



Rozdział 25 - Muszlowa Chata lub Ostrzelana Chatka

Dom Billa i Fleur stał samotnie nad urwiskiem, zwrócony w stronę morza. Jego ściany były wapienne, z tu i ówdzie powbijanymi muszlami. Sprawiał wrażenie samotnego i pięknego miejsca. Dokądkolwiek udał się Harry, czy do drobnej chatki, czy do jej ogrodu, słyszał nieustające przypływy i odpływy, które wydawały dźwięki podobne do oddechu wielkiego, śpiącego potwora. Większość następnych dni spędził na planowaniu kolejnych etapów ich wędrówki, zaczynając od wymknięcia się z domu. Uwielbiał widoki, które rozpościerały się na szczycie klifu. Piękne niebo, nieograniczone, puste morze i słony, chłodny wiatr, który muskał mu twarz.
Ogrom decyzji, dotyczącej ścigania Voldemorta i różdżki, nadal przerażał Harry’ego. Nie potrafił sobie przypomnieć wcześniejszej sytuacji, które zmusiłby go do wybierania między tak ważnymi rzeczami. Był pełen obaw. Obawiał się, że Ron nie będzie w stanie pomóc, nie narzekając, za każdym razem, kiedy będą razem.
- Co, jeśli Dumbledore chciał, żebyśmy odgadli ten symbol na czas i tym samym zdobyli różdżkę?
- A co, jeśli praca nad tym symbolem sprawi, że będziesz „godny”, by odnaleźć relikty?
- Harry zrozum. Nawet jeśli to jest TA różdżka, to jak do diabła mamy w ten sposób wykończyć Sam-Wiesz-Kogo?!
Harry nie odpowiedział. Były momenty, kiedy zastanawiał się ,czy nie będzie na tyle szalony, by przeszkodzić Voldemortowi otworzyć grób. Nie potrafił nawet dostatecznie wyjaśnić, dlaczego podjął taką decyzję. Za każdym razem, kiedy próbował przygotować odpowiednie argumenty do dyskusji na ten temat, zdawał się wyjątkowo słaby.
Dziwnym zdał się fakt, że wsparcie Hermiony sprawiało, że czuł się zmieszany. Teraz, kiedy praktycznie zmusił ja do tego, żeby uwierzyła w realność Starszej Różdżki, utrzymywała, że to był diabelski obiekt, i jeśli Voldemorta był na tyle odrażający, by chcieć ją zdobyć, to nie przemyślał tego dobrze.
- Nie powinieneś był tego robić, Harry - powtarzała raz za razem - Nie powinieneś włamywać się do grobu Dumbledore’a!
Ale myśl, że zwłoki Dumbledore’a przeraziły Harry’ego mniej niż powinny, nie rozwiązywała zagadki intencji profesora. Harry czuł, jakby cały czas błądził w ciemnościach. Odnalazł ścieżkę, ale cały czas patrzył za siebie, ciekaw, czy nie przegapił żadnych znaków, czy nie pomylił drogi… Od czasu do czasu był zły na to, że Dumbledore poniósł klęskę. A fale tak pięknie roztrzaskiwały się o siebie u podnóża klifu… Był zły na to, że Dumbledore nic mu nie wyjaśnił, nim umarł.
- Ale on… umarł, prawda? - zapytał Ron trzy dni po tym, jak przybyli do tego domu. Harry był zagapiony za skałę, która oddzielała ogród od urwiska, kiedy przyjaciele go w końcu znaleźli. Marzył o samotności… Nie miał ochoty znów zagłębiać się w bezsensowne dyskusje.
- Tak, Ron, umarł. I nie zaczynaj znowu!
- Spójrz na fakty, Hermiono - powiedział Ron, mówiąc przez Harry’ego, który na powrót wpatrywał się w horyzont - Tajemnicza łania, miecz, oko, które Harry widział w lustrze…
- Ale Harry sam przyznał, że ZDAWAŁO MU SIĘ, że widział oko. Prawda Harry?
- Tak - odpowiedział, nawet na nią nie patrząc.
- Ale nie myślisz tak naprawdę, że tak było… - wtrącił Ron.
- Nie, nie myślę - odrzekł w końcu Harry.
- No i masz! - krzyknął rudzielec, zanim Hermiona zdążyła cokolwiek zrobić - Jeśli to nie był Dumbledore, wyjaśnij mi, jak Zgredek mógł wiedzieć, że jesteśmy w lochu, Hermiono?
- Nie mógł… A możesz mi wyjaśnić chociaż, jakim cudem Dumbledore miał go wysłać do nas, skoro sam sobie spokojnie leży w grobie na terenie Hogwartu?!
- No… Nie wiem.. Mógł być duchem!
- Dumbledore nie powróciłby tu jako duch - wtrącił niespodziewanie Harry - Odszedł.
- Co masz na myśli? - zapytał Ron, jednak zanim zdążył usłyszeć odpowiedź, do jego uszu dotarł głos tuż za jego plecami.
- ‘Arry?
Fleur wyszła z domu. Jej długie, srebrne włosy powiewały lekko na delikatnym wietrze.
- ‘Arry, Grypok chciałby z tobą rozmawiaci. Jest w mniejszej sypialni, powidzil, ze niechcilby byci podsłuchiwany.
Jej apatia do goblina, wysyłającego ją z wiadomością, była widoczna. Wyglądała na lekko poirytowaną, kiedy wracała znów do domu.
Grypok czekał na nich, tak jak Fleur oznajmiła, w najmniejszej z sypialni, w której spały Hermiona i Luna. Miała mizerne, czerwone, bawełniane zasłony przeciw jasnemu światłu, które dodawały pokojowi trochę niecodzienności, zwłaszcza w porównaniu z resztą domu, przewiewną i jasną.
- Chciałem oznajmić moją decyzję, Harry Potterze - powiedział goblin, siedzący na fotelu i znacząco stykający końcówki palców - Chociaż gobliny z banku Gringotta dopiero rozważą tę zdradę, ja zdecydowałem się wam pomóc…
- Świetnie! - wykrzyknął Harry, jednocześnie sprawiając, że relief nad nim zakołysał się niebezpiecznie - Grypok, dzięki. Jesteśmy naprawdę bardzo wdzię…
- W zamian - kontynuował niezrażony goblin - za zapłatę.
Entuzjazm Harry’ego nieco opadł.
- Ile chcesz? Mam dużo złota.
- Nie, nie chcę złota - powiedział spokojnie - Złota mam w brud.
Jego czarne jak smoła oczy rozbłysły.
- Chcę miecza Godryka Gryffindora.
Coś w środku Harry’ego przekręciło się.
- Wybacz, tego nie mogę Ci dać.
- Więc - powiedział łagodnie goblin - mamy problem.
- Możemy Ci dać coś innego - odpowiedział machinalnie Ron - Jestem pewny, że państwo Lastrange mają wiele skarbów, możesz więc brać co chcesz, kiedy się tam znajdziemy.
Zrobił wielki błąd, Grypok poruszył się groźnie.
- Nie jestem ZŁODZIEJEM, młodzieńcze! Nie mam zamiaru zabierać rzeczy, do których nie mam PRAWA!
- Miecz jest nasz...
- Nie, nie jest - powiedział goblin.
- Jesteśmy Gryfonami! A on należał do Godryka...
- A przed Godrykiem, czyj był? - rzekł dobijająco goblin.
- Niczyj! Był wykonany specjalnie dla niego... Czyż nie?
- Nie! - warknął goblin, jeżąc się ze złości. Wyciągnął swój wskazujący palec w stronę Rona - Znowu czarodziejska arogancja! Ten miecz należał do Ragnuka Pierwszego, a potem został mu odebrany, przez waszego Gryffindora. To... Mistrzostwo goblińskiego fachu! Ten miecz to cena za wynajęcie mnie. Dajecie go, albo zostawcie raz na zawsze!
Grypok rzucał im piorunujące spojrzenia. Harry spojrzał na swoich przyjaciół...
- Musimy to przedyskutować, Grypok. Mógłbyś dać nam chwilę?
Goblin skinął głową z surową miną.
Na dole w salonie, Harry przechadzał się wokół kominka, starając się dokładnie przemyśleć sytuację. Tuż za nim odezwał się Ron.
- On chyba z nas kpi. Nie możemy mu oddać miecza.
- To prawda? - Harry zwrócił się w stronę Hermiony - Czy Godryk Gryffindor ukradł ten miecz?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała beznamiętnie - Historia magii opowiada o wielkich czynach, których dopuścili się czarodzieje na innych rasach, ale nie było tam ani słowa o takiej kradzieży!
- Myślę, że to jedna z tych goblińskich opowieści, które mają za zadanie udowodnić, że czarodzieje robią wszystko, byleby ich okraść - powiedział po chwili namysłu rudzielec - Jestem przekonany, że gdybyśmy zapytali go o jedną z naszych różdżek, usłyszelibyśmy to samo.
- Gobliny mają wiele powodów, by nie lubić czarodziejów, Ron - Hermiona wydawała się lekko poirytowana - Były naprawdę brutalnie traktowane w przeszłości.
- Gobliny nie są słodkimi, bezbronnymi króliczkami, prawda? Zabili dosyć sporo czarodziejów. Też grali nie fair.
- Ale kłócenie się z Grypokiem, która rasa była bardziej uciśniona w historii wzajemnych kontaktów, nie przyczyni się do tego, że z większą chęcią nam pomoże, czyż nie?
Nastała chwila ciszy, przesycona zdenerwowaniem. Każdy z nich myślał, jak obejść problem. Harry spojrzał za okno, w stronę grobu Dobby’ego. Luna posadziła kwiaty w donicy umieszczonej przed nagrobkiem.
- Okej - rzucił Ron, a Harry natychmiast odwrócił się w jego kierunku - Więc jak? Powiemy Grypokowi, że dostanie miecz, ale dopiero, kiedy my wykonamy to, do czego go potrzebujemy. Wtedy je podmienimy, a jemu oddamy falsyfikat.
- Ron, on będzie widział różnicę o wiele lepiej, niż my! - oburzyła się Hermiona - On był jedynym, który realizował tę wymianę!
- Tak, ale moglibyśmy spróbować...
Cofnął się, kiedy natknął się na spojrzenie wysłane mu przez Hermionę.
- To dosyć podłe. Pytać go o pomoc, a potem wyrolować? I ty się dziwisz, czemu gobliny nie przepadają za nami, Ron?!
Ron poczerwieniał.
- Dobra, dobra! To była jedyna rzecz, jaką wymyśliłem! W takim razie, jaki jest TWÓJ plan?
- Musimy mu zaoferować coś, co jest wartością zbliżone do miecza.
- Świetnie. Więc ja pójdę i wezmę jeden z mieczy goblińskich, który zaszczyca naszą pokaźną kolekcję, a ty mu go zaoferujesz, dobra?
Cisza ponownie zawitała wśród nich. Harry był święcie przekonany, że goblin nie przyjmie niczego innego poza mieczem, nawet jeśli zaoferowaliby mu coś bardziej opłacalnego. Teraz to miecz był ich jedyną bronią, którą mogli zniszczyć pozostałe horkruksy.
Zamknął oczy, na moment lub dwa, i wsłuchał się w odległy szum morza. Myśl, że Gryffindor ukradł miecz była dla niego wybitnie nieprzyjemna. Zawsze kipiał dumą, kiedy mógł powiedzieć, że jest z Gryffindoru, że Godryk był mistrzem ludzi, którzy nie mieli czystej krwi, że to był czarodziej, który przegnał Slytherina.
- Być może kłamie... - powiedział wolno Harry, otwierając oczy - Grypok. Może Gryffindor nie wykradł miecza. Skąd mamy pewność, że to goblińskie wersje historii magii są prawdziwe?
- A czy to ma jakieś znaczenie? - spytała Hermiona.
- Zmienia moje podejście do tego.
Harry wziął głęboki oddech.
- Więc... Powiedzmy mu, że dostanie miecz, dopiero kiedy pomoże nam dostać się do krypty. Ale musimy być ostrożni, zaznaczając dokładnie, kiedy dostanie ten miecz...
Szeroki uśmiech rozpostarł się na rozradowanej twarzy Rona, uwydatniając tym jego piegi. Hermiona, jak zwykle, wyglądała na zamyśloną.
- Harry, nie możemy...
- Dostanie go - odrzekł natychmiast - Tuż po tym, jak zniszczymy wszystkie horkruksy. Myślę, że się zgodzi, a ja nie mam zamiaru „nie dotrzymać” mojego słowa.
- Ale to może zająć lata!
- Wiem. Ale nie mam zamiaru kłamać. Naprawdę.
Harry napotkał jej wzrok. W jej oczach dostrzegł mieszaninę wstydu i buntu. Doskonale pamiętał słowa wyryte nad bramą do Nurmengardu: DLA WIĘKSZEGO DOBRA. Odrzucił tę myśl natychmiast. Jaki mieli wybór?
- Nie podoba mi się to - mruknęła Hermiona.
- Ani mnie - odrzekł Harry.
- A ja uważam, że to genialne - powiedział Ron, wstając - chodźmy mu to oznajmić.
Wrócili ponownie do najmniejszej sypialni. Harry przedstawił mu ofertę, uważając, by nie wymówić dokładnie czasu, kiedy miecz zostanie przekazany w ręce goblina. Hermiona raz po raz marszczyła brwi, wpatrując się w podłogę, gdy mówił. Harry był zirytowany jej zachowaniem, bał się, że wszystko popsuje. Jednak Grypok nie odrywał od niego oczu, nawet nie zwracając uwagi na dziewczynę.
- Mogę mieć pewność, Harry Potterze, słowo, że otrzymam miecz Godryka Gryffindora, kiedy wam pomogę?
- Tak - odparł pewnie Harry.
- Więc umowa stoi - oznajmił goblin, wyciągając rękę.
Harry uścisnął mu dłoń na znak zgody. Przeszedł go dreszcz w momencie, kiedy czarne oczy wryły się w jego zielone tęczówki. Grypok wypuścił jego dłoń i klasnął.
- Więc. Zaczynajmy!
To było jak ponowne planowanie włamania do Ministerstwa. Ślęczeli nad pracą w najmniejszej sypialni, która pozostała, zgodnie z wymaganiami Grypoka, utrzymana w półmroku.
- Odwiedziłem kryptę Lastrange’ów tylko raz, przy okazji dowiedziałem się o falsyfikacie miecza. To jedna z najbardziej antycznych komnat. Tylko najstarsze rody czarodziejskie składają swoje skarby na najgłębszych poziomach, tam krypty są największe i najlepiej chronione.
Pozostawali w zamkniętym, przypominającym kredens, pomieszczeniu przez wiele godzin. Powolnym tempem dnie zamieniały się w tygodnie... Pojawiał się problem za problemem do przezwyciężenia, nie ostatni odkąd ich plan z eliksirem wielosokowym legł w gruzach.
- Zostało go naprawdę niewiele. Raptem dla jednego z nas... - oznajmiła Hermiona, potrząsając fiolką z substancją.
- Starczy - powiedział Harry, który aktualnie był odpytywany z ręcznie robionej mapy Grypoka, przedstawiającej najgłębsze tunele.
Inni mieszkańcy Chronionej Chaty prawie nie mogli odczuć, że coś jest nie tak w związku z tym, że cala trójka pojawiała się tylko na posiłki. Nikt nie zadawał zbędnych pytań, jednak kiedy Harry czuł, że Bill się im przypatruje, czuł się niejednokrotnie zbity z tropu.
Im dłużej czasu spędzali razem, tym bardziej Harry był pewny, że nie polubili się wzajemnie z Grypokiem. Goblin był nadspodziewanie krwiożerczy, śmiał się głośno na myśl o bólu pomniejszych stworzeń i wyglądał, jakby miał wielką nadzieję, że próbując dostać się do krypty, zranią wielu innych czarodziejów. Harry chciał się dowiedzieć, czy niesmak występował również u pozostałej dwójki, ale nigdy o tym nie dyskutowali. Potrzebowali goblina.
Grypok niechętnie jadał z resztą towarzyszy. Zawsze, gdy jego nogi były zacerowane, kontynuował prośby o posiłki w jego pokoju, podobnie jak nadal słaby Ollivander, do czasu gdy Bill (idąc w ślad wybuchającej gniewem Fleur) udał się na górę, by powiedzieć mu, że jego układ nie będzie kontynuowany. Grypok był więc zmuszony zasiadać razem z nimi do stołu, jeść tę samą żywność.
Harry czuł się odpowiedzialny: mimo wszystko to on upierał się, by goblin pozostał w Chronionej Chacie, więc on powinien zadawać mu pytania. Jego wadą bylo to, że cała rodzina Weasley’ów musiała się ukrywać, więc Bill, Fred, George i pan Weasley nie mogli dłużej pracować.
- Przepraszam - zwrócił się do Fleur pewnego kwietniowego wieczora, kiedy pomagał jej przygotowywać obiad - Nigdy nie myślałem, że będziesz musiała znosić to wszystko.
Wzięła tylko kilka noży do pracy, przy krojeniu mięsa dla Grypoka i Billa, który wolał krwiste posiłki, odkąd został zaatakowany przez Greybacka. Kiedy noże cięły za nią mięso, odwróciła się. Jej zirytowane wcześniej rysy wygładziły się.
- ‘Arry, ty uratowałeś moją siostrę. Ja nie zapomnila.
To nie była do końca prawda, ale Harry postanowił nigdy nie informować Fleur, że Gabrielle była idealnie chroniona podczas tego zadania.
- A tak poza tym - Fleur ponownie zaczęła krzątać się po kuchni - Pan Ollivander opuszcza Muriel tego wieczira. Więc to ułatwi kilka sprawi. Goblin - tu skrzywiła się nieznacznie - będzi mogli zamieszkać na dół, więc ty, Ron i Dean możeci wziąci jego sypialni.
- Nie narzekamy na salon - uspokoił ją Harry, który uświadomił sobie, że Grypok nie byłby wybitnie szczęśliwy śpiąc na sofie - Nie martw się o nas.
Kiedy zauważył, że próbuje otworzyć usta na znak protestu, uprzedził ją.
- Niedługo ja, Ron i Hermiona wyjeżdżamy. Nie będziemy już dłużej tu mieszkać, bo mamy pełne ręce roboty.
- Co masz na myśli? Oczywiści ty nie możeci wyjechać! Wy tu bezpieczni! - jej różdżka nadal mieszała w kociołku.
Wyglądała teraz zupełnie jak pani Weasley i był zadowolony, że drzwi pozostały otwarte. Weszli Dean z Luną, ich włosy lśniły mokre od deszczu, a na ramionach mieli mnóstwo gałązek i listków.
- I malutkie uszka - powiedziała Luna - Trochę podobne do hipopotamich, Tato mówił, że różnią się tylko barwą. Te są fioletowe i trochę włochate. A jeśli chcesz je wezwać, musisz zabrzęczeć. Wolą melodię walca, ale niezbyt szybkiego...
Wyglądali na niezadowolonych. Dean wzruszył ramionami w stronę Harry’ego kiedy przechodził za Luną do salonu, w którym Ron i Hermiona nakrywali do stołu. Chcąc uniknąć niewygodnych pytań, Harry zagarnął dwa naczynia z dyniowym sokiem i pobiegł za nimi.
- I jeśli kiedykolwiek przyjedziesz do nas, to pokażę Ci róg. Tata pisał mi o nim, ale jeszcze go nie widziałam, bo Śmierciożercy zabrali mnie z ekspresu Londyn-Hogwart, a nie byłam w domu od tego czasu.
Luna ciągle mówiła, a Dean wpatrywał się w ogień.
- Mówiliśmy Ci, Luna - wtrąciła Hermiona - Że róg wybuchnął. Pochodził od buchorożca, a nie od chrapaka krętorogiego...
- Nie, to zdecydowanie musiał być róg chrapaka - upierała się Luna - Tato mi mówił.
Hermiona tylko potargała jej głowę i wróciła do nakrywania stołu, dopóki nie zszedł Bill wraz z panem Ollivanderem. Wytwórca różdżek wyglądał nienajgorzej, mimo że podpierał się na ramieniu Billa, który tachał również jego wielką walizkę.
- Będę za panem tęsknić, panie Ollivander - mruknęła Luna wolno zbliżając się do starca.
- I ja za tobą również, moja droga - powiedział mężczyzna, klepiąc ją po ramieniu - Byłaś pogodną duszyczką w tym koszmarnym miejscu.
- Więc do zobaczenia panie Ollivander! - zaszczebiotała Fleur, całując oba policzki mężczyzny - I mam nadzieję, że jednak dostarczy pan tę tiarę do ciotki Muriel.
Tiara trzymana przez kobietę rozbłysła w świetle lampki.
- Kamienie księżycowe i diamenty - wtrącił się goblin, który przebywał w pomieszczeniu bez wiedzy Harry’ego - Robota goblinów, jak mniemam?
- I opłacona przez czarodziejów - powiedział głośniej Bill, w zamian Grypok rzucił mu karcące spojrzenie.
Silny wiatr zatrzepotał okiennicami domu, kiedy Bill i Ollivander wyszli w ciemną noc. Reszta zebrała się dookoła stołu, by rozpocząć jedzenie. Ogień skrzeczał wesoło rozsyłając świetliste błyski na całe pomieszczenie. Harry zauważył, że Fleur tylko bawi się jedzeniem, co chwila nerwowo zerkając za okno. Bill wrócił nim zdążyli skończyć pierwsze danie, jego włosy powiewały na wietrze.
- Wszystko w porządku - powiedział do Fleur - Ollivander się już rozgościł, mama z ojcem przywitali się, Ginny przesyła gorące pozdrowienia, Fred i George ścigają Muriel po ścianach, ciągle pracują nad interesem Sowiego Orderu. Ucieszyła się z powrotu swojej tiary, bała się, że ją ukradliśmy.
- Ach, ta twoja ciotka jest charmant - powiedziała natychmiast Fleur, nakładając na talerze ryżu za pomocą swojej różdżki.
- Tiara zrobiona przez mojego ojca - wtrąciła Luna - wygląda bardziej jak korona.
Ron podchwycił spojrzenie Harry’ego i spojrzał wymownie w sufit. Harry wiedział, że dokładnie pamięta ich ostatnią wizytę w domu Xenophiliusa Lovegood.
- Tak. On się stara zrekonstruować zagubiony diadem Ravenclaw. Twierdzi, że ma już większość niezbędnych elementów. Gdyby dodał troszeńkę skrzydełek, byłaby wielka różnica.
Usłyszeli huk przy drzwiach frontowych. Każdy odwracał się niespokojnie, podczas gdy Fleur wybiegła do kuchni, a Bill podskoczył do drzwi, gdzie znajdowała się jego różdżka. Harry, Ron i Hermiona zrobili to samo.
- Kto tam? - zawołał Bill.

- To ja, Remus John Lupin! - odrzekł głos, ledwo przekrzykując szalejący wiatr. Harry poczuł dreszczyk strachu, co się mogło zdarzyć? - Jestem wilkołakiem i mężem Nimfadory Tonks, a ty, Strażniku Tajemnicy, powiedziałeś mi adres, na wszelki wypadek, gdybyście potrzebowali pomocy.
- Lupin - uspokoił ich Bill i otworzył drzwi.

Lupin przekroczył próg. Był blady, w podartym płaszczu podróżnym, z rozwianymi włosami. Rozejrzał się spokojnie po pomieszczeniu, upewniając się, że wszyscy są a następnie ryknął donośnym głosem.
- TO CHŁOPIEC! Nazwaliśmy go Ted, na cześć ojca Nimfadory!
Hermiona wydawała się być zszokowana.
- Co? Ton... Tonks... Była w ciąży?!
- Tak, tak tak! Była w ciąży! I ma dziecko! - krzyczał Lupin podekscytowany. Wszyscy przy stole zaczęli rozmawiać głośno i składać życzenia.
- Gratulacje! - krzyknął Ron - Rany julek... Dziecko!
- Tak, tak, chłopiec! - ponownie poinformował Remus, uwalniając tym całe pokłady szczęścia. Obszedł stół i z całej siły przytulił do siebie Harry’ego, jakby scena przed Grimmauld Place 12 nigdy nie miała miejsca.
- Będziesz ojcem chrzestnym? - zapytał, puszczając go.
- J...Ja? - wyjąkał Harry.
- Tak, oczywiście, że ty! Nimfadora się zgodziła, nikt inny ...
- Pewnie!
Harry czuł się jednocześnie przygnieciony, zachwycony i zdziwiony takim obrotem sprawy. Bill spieszył z butelką wina w ręku. Fleur właśnie namawiała Lupina, by się z nimi napił z tej okazji.
- Nie mogę tu długo zostać, muszę wracać - Lupin wyglądał o wiele młodziej, niż zwykle - Dziękuję Ci, Bill - podziękował, widząc wino rozlewane do kieliszków.
- Za Teddy’ego Remusa Lupina! - wzniósł toast.
- Jak on wygladaci? - wyszczebiotała podniecona Fleur.
- Och... Myślę, że jest podobny do mamy, ale ta zaś twierdzi, że do mnie. Nie ma zbyt wiele włosów, ale dałbym sobie rękę uciąć, że kiedy się rodził, były czarne. Niecałą godzinę potem zmieniły się w brązowe... Może, kiedy wrócę, będą już blond. Andromeda powiedziała, że kiedy Tonks się rodziła, też od razu potrafiła zmieniać kolor włosów - opróżnił swój kieliszek - No.. Więc jeszcze jeden, co?
Wiatr walił w chatę, jednocześnie ogień w kominku rozświetlał całe pomieszczenie, kiedy Bill otwierał kolejną butelkę wina. Wiadomość Lupina oderwała ich od codziennych myśli, zajęć. Tylko goblin siedział niewzruszony podniosłą atmosferą i wkrótce poszedł na górę, by spokojnie egzystować w swojej samotnej sypialni.
- Nie, nie. Naprawdę muszę już wracać - powiedział Lupin na końcu. Wstał i ubrał swój płaszcz.
- Do widzenia. Postaram się załatwić trochę zdjęć w najbliższym czasie. Wszyscy będą bardzo ucieszeni, że was widziałem.
Dokończył zapinanie płaszcza i na pożegnanie przytulił wszystkie kobiety, z mężczyznami zaś wymienił pozdrowienia poprzez zwykły uścisk ręki.
- Harry ojcem chrzestnym! - wykrzyknął Bill - Prawdziwy honor! Gratuluję!
Harry odłożył kieliszki, które miał w dłoniach.
- Harry, chciałem cię prosić na słówko, trudno rozmawiać spokojnie w pokoju pełnym ludzi.
Bill zawahał się chwilkę.
- Planujesz coś z Grypokiem. - stwierdził. Harry wlepił w niego wzrok wyczekująco.
- Znam gobliny, pracowałem w banku, odkąd opuściłem Hogwart. Tak długo jak to możliwe utrzymywałem przyjaźnie z goblinami. I owszem, mam kilku przyjaciół do teraz, więc mogę śmiało stwierdzić, że gobliny znam. I lubię - Bill nadal się wahał.
- Harry, co chcesz od Grypoka i co mu obiecałeś w zamian?
- Nie mogę powiedzieć... Przepraszam - odpowiedział Harry.
Drzwi od kuchni otworzyły się i stanęła w nich Fleur, starająca się przenieść więcej kieliszków, niż było to możliwe.
- Poczekaj chwilę - powiedział Bill do swojej żony i zwrócił się z powrotem w stronę Harry’ego.
Wróciła się do kuchni.
- Powinienem ci to powiedzieć. Jeśli masz zamiar dobijać targu z Grypokiem, pamiętaj, że oni cenią szczególnie skarby i musisz być bardzo ostrożny. Rasa goblinów w temacie zapłat, wypłat i własności nie jest taka sama jak ludzka.
Harry poczuł się delikatnie niekomfortowo, jakby mały wąż pełzał wśród jego wnętrzności.
- Co masz na myśli? - spytał
- Rozmawiamy o różnicach - odparł Bill - Czarodzieje dobijali targu z goblinami od wieków, ale to powinieneś wiedzieć z lekcji Historii Magii. Oczywiście, były potyczki i nigdy nie twierdziłem, że czarodzieje są całkowicie czyści, ale pamiętaj, że gobliny nigdy nie ufają ludziom, którzy nie mają szacunku dla ich praw własnościowych...
- Ja mam... - mruknął Harry
- Nie zrozumiałeś mnie, Harry, ale nie dziwię ci się. Nikt nie będzie w stanie tego zrozumieć, jeśli nie zacznie żyć z tymi stworzeniami. Dla goblina, jedynym prawowitym właścicielem skarbu jest jego wytwórca, a nie nabywca. Wszystkie, wykonane przez gobliny, skarby, należą w ich oczach do ich rasy.
- Ale to było kupione...
- Więc rozważają wypożyczenie tego, dla osoby, która wpłaci pieniądze. Mają wielkie trudności, jeśli skarb wykonany przez gobliny przechodzi z czarodzieja na czarodzieja. Widziałeś minę Grypoka, kiedy zauważył tiarę... Potępiał. Jestem przekonany, że każdy goblin myśli, iż skoro prawowity najemca umarł, skarb powinien do nich wrócić.
Harry’ego wypełniało teraz złowieszcze uczucie. Obawiał się, że Bill wie więcej, niż powinien wiedzieć...
- To wszystko - powiedział - Tylko pamiętaj jeszcze raz. Musisz być bardzo ostrożny, obiecując cokolwiek goblinom.
- Racja. Dzięki.
Wrócił za Billem i pogrążył się w rozmyślaniach na temat dziecka Lupina. Będzie ojcem chrzestnym... Tak jak Syriusz był jego..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Aniołki z piekła rodem xD Strona Główna -> Harry Potter ;] Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin