Forum Aniołki z piekła rodem xD Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Harry Potter 7 15-17 rozdział

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Aniołki z piekła rodem xD Strona Główna -> Harry Potter ;]
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Kathrine
Trup



Dołączył: 07 Sie 2007
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Budziwój zdrój JEAH! xD

PostWysłany: Sob 21:07, 15 Wrz 2007 Temat postu: Harry Potter 7 15-17 rozdział

Rozdział 15 - Zemsta Goblina


Następnego poranka, zanim Hermiona i Ron wstali, Harry opuścił namiot, by przeszukać las dookoła nich i znaleźć najstarsze drzewo. W jego cieniu zakopał oko Moddy’ego i nad owym miejscem wyrył mały krzyżyk w korze. Harry czuł, że Szalonooki wolałby to,od tego, aby jego oko było wetknięte w drzwi Dolores Umbridge. Następnie wrócił do namiotu, i tam czekał aż reszta się obudzi, aby dyskutować o tym, co będzie dalej.
W czasie, kiedy Harry i Ron wymazywali wszystkie znaki ich pobytu, Hermiona usunęła zaklęcia, które umieściła dookoła namiotu.Następnie udali się do małego handlowego miasteczka
Po pewnym czasie, umieścili namiot w cieniu małego zagajnika i otoczyli go świeżo rzuconymi czarami obronnymi. Harry zaryzykował wyjście poza strefę ochronnych czarów, aby znaleźć coś do jedzenia. Kiedy zaledwie wszedł do miasta przywitał go nienaturalny chłód, gęsta mgła, natomiast niebo nagle zrobiło się ciemne, z wrażenia zamarzł w miejscu.
"Możesz wyczarować patronusa!” Zaproponował Ron, kiedy Harry powrócił do namiotu - wycieńczony, ciężko dysząc i powtarzając jedno słowo: „dementorzy”.
"Nie powinienem…” wysapał, "Nie przyszedłby.”
Ich rozczarowanie spowodowało, że Harry czuł się zawstydzony. To było koszmarne doświadczenie, widząc dementorów, ślizgających się we mgle, paraliżujące zimno dusiło go, a odległe wrzaski napełniały jego uszy. Zrozumiał, że nie będzie w stanie się przed nimi bronić. Paraliżowali go i pozbawiali wszystkich mocy. Ślizgali się po ulicach obdarowując pocałunkami śmierci mugoli, którzy nie byli w stanie ich dostrzec, ale na pewno mogli odczuć ich bliskość poprzez strach i rozpacz.
"Więc zostaliśmy bez żarcia” stwierdził Ron.
"Zamknij się, Ron,” warknęła Hermiona. "
Harry, co się stało? Dlaczego myślisz, że nie mógłbyś wyczarować Patronusa? Wczoraj doskonale ci wyszedł ”
"Nie wiem.” Odparł Harry.
Usiadł nisko w jednym ze starych foteli, czując się coraz bardziej winnym i upokorzonym. Bał się, że dzieje się z nim coś złego. Wczorajszy dzień wydawał się bardzo odległy.
Ron kopnął nogę od krzesła.
"Co?” Warknął do Hermiony.
"Głoduję! Jestem w bliski śmierci przez te wszystkie zjedzone muchomory!”
"Więc idź i walcz z Dementorami na swój sposób” powiedział Harry, dotknięty słowami Rona.
"Poszedłbym, ale mam niesprawną rękę… jakbyś nie zauważył!”
"Dobra wymówka.”
"I do czego to prowadzi?”
"Oczywiście!” Hermiona, poprzez krzyk zmusiła ich do zakończenia sporu.
"Harry, daj mi medalion! Szybko!” Powiedziała niecierpliwie, uderzając chłopaka palcami, gdy nie reagował.
„Horkruks!” „Harry, nadal go nosisz!”
Wyciągnęła rękę, a Harry zdjął medalion. Przez chwilę wisior miał styczność z jego skórą. Nawet nie zdawał sobie sprawy, z jaką siłą medalion naciskał mu na przeponę.
"Lepiej??” Spytała Hermiona.
"O wiele lepiej, dziękuję.”
"Harry” powiedziała, kucając przed nim i pytając współczującym głosem:
" Chyba nie myślisz, że zostałeś opętany?”
"Co? Nie!” Odpowiedział pewnym glosem.
"Pamiętam wszystko, od chwili założenia Horkruksa.
Ginny opowiadała mi o dziurach w pamięci, które miała, gdy była opętana, przez Voldemorta."
"Hmm.” Odrzekła Hermiona, patrząc w dół na ciężki złoty talizman, który spoczywał w jej dłoni.
"Dobrze, ale sądzę, że nie powinniśmy go nosić, tylko trzymać w namiocie.”
"Nie powinniśmy zostawiać Horkruksa bez ochrony.” Stwierdził Harry.
"Mógłby się zgubić, albo zostać skradziony.”
"Och, w porządku, w porządku.” Powiedziała Hermiona i umieściła go na własnej szyi, po czym schowała pod bluzkę.
"Ale nikt nie powinien go zbyt długo nosić, więc będziemy się nim wymieniać, co jakiś czas”
"Super.” Powiedział Ron już wyraźnie poirytowany.
"Więc skoro już wszystko ustaliliśmy, czy możemy zdobyć coś do jedzenia?!”
"Dobrze, ale pójdziemy,w inne miejsce” powiedziała Hermiona zerkając na Harry’ego. "Dobrze, ale nie mamy żadnej pewności, że nie jesteśmy otoczeni przez Dementorów.”
Po tej krótkiej wymianie zdań, przenieśli obóz na porzucone pole należące do samotnego gospodarstwa rolnego, na którego terenie zdobywali jajka i chleb.
"Czy to nie jest kradzież?” Spytała Hermiona zmartwionym głosem, podczas posiłku.
"Nie, jeśli zostawimy jakieś pieniądze pod drobiowym kojcem.”
Ron potoczył oczami i powiedział z pełnymi ustami, "" Er móy uokieć.”
Naprawdę łatwo było się im odprężyć, kiedy byli najedzeni. Tej nocy zapomnieli o Dementorach, a Harry był radosny, nawet pełen nadziei i stanął na pierwszej nocnej warcie.
To było ich pierwsze spotkanie z faktem, że pełny żołądek ma zbawienny wpływ na umysł. Harry najmniej odczuwał głód, ponieważ przyzwyczaił się do niego przez lata mieszkając u Dursley’ów. Nieświeże herbatniki i jagody psuły humor Ronowi, który był przyzwyczajony do spożywania dużych ilości sytego jedzenia w Hogwarcie lub swoim domu, a noszenie Horkruksa podczas warty robiło go jeszcze bardziej niemiłym.
"Gdzie teraz?” Pytał za każdym razem, choć sam nie przejawiał żadnych pomysłów, tylko oczekiwał, że Harry i Hermiona wszystko zaplanują. Owa dwójka spędziła bezowocne godziny próbując domyśleć się, gdzie mogliby znaleźć kolejne Horkruksy i jeśli już je znajdą, jak mogą je zniszczyć. Ich rozmowy stawały się coraz bardziej nużące i coraz bardziej się powtarzały, a żadne nowe pomysły nie wpadały im do głowy.
Ponieważ Dumbledore powiedział Harry’emu, iż, myśli, że Voldemort schował Horkruksy w miejscach ważnych dla niego, zwracali uwagę na miejsca, w których żył bądź, które odwiedził. Potencjalnymi terenami na skrytkę były miejsca takie jak: sierociniec - tu się urodził, Hogwart- miejsce jego wychowania i Sklep Borgine’a i Burke’a- miejsce pracy.
Pod uwagę również brali Albanię, w której spędził lata wygnania. Te miejsca utworzyły podstawę ich spekulacji.
"Tak, pójdźmy do Albanii. Nie powinno zabrać nam więcej czasu niż 6 godzin, by przeszukać cały kraj,” powiedział Ron sarkastycznie.
"Nie może być tam. Sam-wiesz-kto zrobił aż pięć ze wszystkich Horkruksów zanim został wygnany, a Dumbledore był pewny, że wąż jest szósty,”
Powiedziała Hermiona.
"Wiemy, że wąż nie jest w Albanii, bo zwykle jest ze swoim panem - z Vol-”
W tym momencie Ron syknął na Hermionę
"Nie prosiłam żebyś mi przerywał, co Ron?”
"Świetnie! Wąż jest zwykle z Sam - Wiesz - Kim zadowolona?”
"Nie szczególnie.”
"Nie mogę wyobrazić sobie Voldemorta chowającego coś u Borgine’a i Burke’a” powiedział, Harry, który stwierdził to dużo wcześniej, ale powtórzył to po prostu, by rozwiać paskudną ciszę.
"Borgin i Burkes byli ekspertami w dziedzinie mrocznych przedmiotów, dlatego domyśliliby się, ze przedmioty, które im zostawia to horkruksy.”
Ron ziewnął ostro. Tłumiąc silne pragnienie, by rzucić czymś w niego, Harry rozmyślał dalej, "Nadal liczę na to, że on coś schował w Hogwarcie.”
Hermiona westchnęła.
"Ale Dumbledore znalazłby to, Harry!”
Chłopiec-który-przeżył powtórzył argument i podążał tym tropem dalej.
„Dumbledore powiedział mi, że nigdy nie poznał wszystkich sekretów Hogwartu, jeśli jest jakieś miejsce gdzie Vol-”
„QI!” - Zakwiczał Ron
"SAM - WIESZ - KTO!” Wrzasnął Harry zdenerwowany do granic możliwości. " Jeśli jest jakieś miejsce, które było naprawdę ważne dla SAMI - WIECIE - KOGO, to był to Hogwart!”
"Och, daj spokój” zadrwił Ron.
"Szkoła?”
"Tak, jego szkoła! To był jego pierwszy prawdziwy dom, miejsce, które dla niego znaczyło wszystko, miejsce gdzie był wyjątkowy -”
„My rozmawiamy o SAM - WIESZ - KIM nie o tobie! Mam rację?” Zapytał Ron, pociągając za łańcuch od medalionu wiszącego na szyi.
Harry poczuł pragnienie, by chwycić ten łańcuch i go udusić.
"Powiedziałeś nam, że SAM - WIESZ - KTO poprosił Dumbledore’a o posadę w Hogwarcie - chciał uczyć czarnej magii, gdy skończył pracować u ‘Bogina i Burke’a’” powiedziała Hermiona.
"Masz rację,” Odpowiedział Harry.
"I Dumbledore myślał, że on chciał wrócić tylko, by spróbować znaleźć jakąś, rzecz prawdopodobnie przedmiot innego założyciela i zrobić z niego Horkruksa?”
"Tak,” powiedział Harry.
"Ale on nie dostał pracy, nieprawdaż?” Powiedziała Hermiona." Więc nigdy nie dostał szansy, by znaleźć przedmiot założyciela i schować go w szkole!”
"W porządku” powiedział Harry, zbity z tropu. "Hogwart odpada.”
Bez żadnych wskazówek, przybyli do Londynu i schowani pod peleryną niewidką, rozpoczęli poszukiwania sierocińca, w którym Voldemort się urodził. Hermiona ukradła z biblioteki książki i wywnioskowała z zapisów, że miejsce zostało zburzone wiele lat temu. Odwiedzili miejsce, w którym stał budynek i znaleźli biurowiec.
"Moglibyśmy spróbować kopania w fundamentach?” zasugerowała Hermiona . •”On nie schowałby tutaj, horkruksa,” stwierdził Harry.
”Sierociniec był miejscem, z którego Voldemort próbował się wyrwać; on nigdy nie schowałby tam części duszy. „
Harry wiedział, że Voldemort szukał miejsc z aurą tajemniczości, a ten ponury szary kąt Londynu był tak bardzo inny od miejsc magicznych takich jak Hogwart lub Gringott, jak tylko się dało.
Nawet bez jakichś nowych pomysłów, kontynuowali podróż przez kraj, każdej nocy umieszczając namiot w innym miejscu. Każd**o poranka - upewniali się, że usunęli wszystkie ślady ich obecności, wtedy ruszali w drogę, by znaleźć inne samotne i odosobnione miejsce, podróżując od lasów, cienistych szczelin i strzelistych klifów, aż do purpurowych wrzosowisk. Co dwanaście godzin wymieniali się medalionem. Czuli się jakby grali w jakąś dziwną grę ze spowolnionym tempem, która trwa pół doby, a nagrodą jest dwanaście godzin strachu i nieprzyjemności - w grę, której się nie przerywa.
Harry’ego bolała blizna. Trzymał się za czoło. Ciarki przechodziły mu po plecach. Zauważył, że, to zdarzało się najczęściej, kiedy nosił Horkruksa. Czasami nie mógł powstrzymać reakcji swojego ciała na ból.
"Co? Co widziałeś?” Wypytywał Ron, jeżeli zauważył grymas na twarzy Harry’ego.
"Twarz,” Szeptał Harry, zawsze. "Ta sama twarz. Twarz Złodzieja, który ukradł coś Gregorovitch’a.”
Ron obrócił się, nie wysilając się zbytnio, aby ukryć swoje rozczarowanie. Harry wiedział, że Ron miał nadzieję, że usłyszy wiadomości o swojej rodzinie albo o reszcie Zakonu Feniksa. Mimo wszystko Harry nie był anteną telewizyjną. Mógł zobaczyć tylko to, o czym Voldemort myślał w danym momencie, nie mógł nastroić swojej wyobraźni. Najwyraźniej Voldemort bez końca zastanawiał się nad nieznaną, młodą, rozradowaną twarzą oraz imieniem i miejscem jej pobytu. Harry był pewny że Voldemort kojarzy go nie lepiej niż on sam. Kiedy blizna Harrego zaczynała go palić, a wesoły blondyn pojawiał się w jego umysle, nauczył się znosić każdy ból głownie dla dwójki przyjaciół, którzy irytowali się na wzmiankę o złodzieju. Nie mógł ich za to winić kiedy z taką desperacją poszukiwali horkruksów.
Dni ciągnęły się jak tygodnie, a Harry zaczął podejrzewać, że Ron i Hermiona odbywali rozmowy, bez niego i o nim. Kilka razy przestawali rozmawiać w chwili, kiedy Harry wchodził do namiotu, a dwa razy przypadkowo na nich wpadł, kiedy blisko siebie, z głowami mocno zbliżonymi, rozmawiali szybko. Za każdym razem ucichali, kiedy zdali sobie sprawę, że nadchodzi a on popędzał ich wtedy do zbierania drewna albo wody. Harry nie mógł nic poradzić, że zastanawiał się czy zgodzili się żeby wyruszyć z nim w te podróż tylko, dlatego że myśleli, że ma jakiś sekretny plan, którego nauczy ich we właściwym czasie. Ron nie trudził się za bardzo żeby ukryć swój zły nastrój i Harry zaczynał się bać, że Hermiona była rozczarowana jego nieudanym przywództwem. Zdesperowany próbował wymyśleć inne miejsca, w których mogły znajdować się Horkruksy, ale jedynym miejscem, jakie przychodziło mu na myśl był Hogwart i mimo że nic innego nie było tak prawdopodobne, przestał to sugerować swoim przyjaciołom.
Jesień krążyła nad okolicą, kiedy ruszyli dalej. Teraz umieszczali namiot na ściółce ze spadających liści. Dołączyły do tego mgły spowodowane Dementorami. Wiatr i deszcz dokładały im dodatkowych kłopotów.
Fakt, że Hermiona poprawiła się w identyfikacji jadalnych grzybów, nie mógł im zrekompensować ciągłej izolacji i braku towarzystwa innych ludzi, bądź pomóc im zignorować myśl o czekającej ich walce z Voldemortem.
-‘’Moja mama”- powiedział Ron w nocy, kiedy siedzieli w namiocie- ‘’potrafi zrobić pyszne jedzenie z niczego.”
Szturchnął markotnie kawałek spalonej szarej ryby na swoim talerzu. Harry spojrzał automatycznie na szyje Rona i zobaczył to, czego się spodziewał- złoty błyszczący się horkruks. Wiedział, że jego nastawienie zmieni się, kiedy przyjdzie czas żeby zdjąć mu medalion.
-‘’Twoja mama nie może zrobić jedzenia z niczego”.- Powiedziała Hermiona - ‘’Nikt nie może. Jedzenie jest pierwszą z pięciu Głównych Wyjątków Prawa Gampa o Podstawowej Transmutacji. ‘’
‘’Oh mów po ludzku, Ok?’’ -Powiedział Ron wydłubując spomiędzy zębów rybia ość.
-‘’To jest nie możliwe by zrobić dobre jedzenie z niczego! Możesz je przywołać, jeśli wiesz gdzie jest, możesz je transmutować, możesz zwiększyć ilość, jeśli już je masz!”
-‘’Więc nie kłopocz się powiększaniem tego... To jest wstrętne”-powiedział Ron
-‘’Harry złapał rybę i zrobiłam z nią, co było w mojej mocy! Przypuszczam, że zawsze będę podawać jedzenie, bo jestem dziewczyną!’’
-‘’Nie, bo jesteś najlepsza, jeżeli chodzi o magię.”- Powiedział Ron
Hermiona zerwała się na równe nogi a kawałki pieczeni ześlizgnęły się z talerza na podłogę.
-‘’Możesz jutro sam gotować Ron, jeśli znajdziesz składniki i spróbujesz zrobić coś, co będzie dało się zjeść. A ja usiądę tutaj i będę stroić miny i jęczeć zupełnie jak ty!’’
-‘’Zamknijcie się!’’ - krzyknął Harry podnosząc się na równe nogi-‘’ Zamknijcie się! Już!’’
Hermiona spojrzała obrażona.
‘’Jak możesz brać jego stronę jeżeli on rzadko gotuje!”
-‘’Hermiono bądź cicho, słyszę kogoś.”
Wsłuchiwał się, jego recę ciągle się pociły, ostrzegając ich by nic nie mówili. Wtedy znowu usłyszał głosy dochodzące z nad ciemnej rzeki obok nich. Rozejrzał się dookoła i spojrzał na fałszoskop, który ani drgnął.
-Rzuciłam na nas urok Muffliato -wyszeptała hermiona
-Zrobiłam wszytsko- wyszeptała znowu- Muffliato i inne zabezpieczenia przeciw mugolom. Nie powinni nas słyszeć ani widzieć, kimkolwiek są. Szamotanie i hałasy plus dźwięk usuwanych kamieni i gałęzi powiedziały im, że kilku ludzi wspinało się po obrośniętym zboczu do wąskiego wału gdzie umieścili swój namiot. Wyciągnęli różdżki czekając. Czary, które rzucili dookoła siebie wydawały się być dostateczne. W bliskiej całkowitej ciemności chroniła ich tarcza zabezpieczająca przed Mugolami oraz wiedźmami i czarodziejami .Jeśli byli to śmierciożercy wtedy być może ich ochrona byłaby testowana przeciwko czarnej magii po raz pierwszy. Głosy stawały się coraz głośniejsze, ale nie rozumieli nic oprócz tego, że grupa ludzi docierała do wału. Harry oszacował że właściciele głosów byli mniej niż 20 stóp od nich, ale szum rzeki uniemożliwiał bycie pewnym. Hermiona poderwała się i zaczęła przetrząsać torbę. Po chwili wyciągnęła trzy pary Uszów Dalekiego Zasięgu i rzuciła po jednej do Harrego i Rona którzy prędko włożyli j
edne
końce do swoich uszu a drugie umieścili przy wyjściu z namiotu.
Po kilku sekundach Harry usłyszał gruby męski głos:
-Powinno być kilka łososi tutaj, chyba że w tym sezonie jeszcze zbyt wcześnie? Accio łosoś!-
Usłyszeli kilka plusków i na powierzchni pojawiła się ryba. Ktoś chrząknął z podziwem, Harry wcisnął Uszy Dalekiego Zasięgu głębiej do ucha: ponad mruczenie rzeki usłyszał głosy. Nie mówili po angielsku ani w żadnym innym ludzkim języku, który kiedykolwiek słyszeli. To był szorstki i niemelodyjny język, ciąg brzęczących, gardłowych hałasów. Zdawało się być dwóch rozmówców, jeden z nich miał nieznacznie niższy, powolniejszym głos.
Ogień tańczył obok namiotu, duże cienie przechodziły między namiotem i płomieniami. Przepyszny zapach pieczeni z łososia niósł się w ich kierunku. Wtedy rozległ się brzdęk sztućców na płytach i znowu rozległ się głos jednego z ludzi.
-Tutaj, Griphook, Gornuk.-
Gobliny! Hermiona szepnęła do Harry'ego, który kiwnął głową.
-Dziękujemy- powiedziały gobliny razem po angielsku.
-Jak długo wy trzej jesteście w drodze?- spytał nowy, miły głos; który wydawał się niejasno znajomy Harry'emu, który wyobraził sobie wesołego mężczyznę z zaokrąglonym brzuchem.
-Sześć tygodni . . . siedem . . . Zapominam,- powiedział zmęczony człowiek. -Spotkaliśmy się w górach z Griphookiem w ciągu kilku pierwszych dni i długo później połączyliśmy siły z Gornukiem. Zawsze miło mieć jakieś towarzystwo.- Nastąpiła przerwa, w czasie której noże skrobały o płyty, kubki i puszki zostały podniesione, a następnie położone z powrotem na ziemi.
“Co się stało, że odszedłeś, Ted?- kontynuował człowiek.
-Wiedziałem, że się zbliżali.- odpowiedział łagodny głos Teda i Harry nagle wpadł na to, kto to był: ojciec Tonks. -Słyszałem, że śmierciożercy byli w pobliżu w zeszłym tygodniu i zdecydowałem, że lepiej będzie uciekać. Odmówiłem wpisania się do rejestru jako urodzony w rodzinie mugoli, więc wiedziałem, że to była tylko kwestia czasu, wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał odejść . Moja żona powinna być w porządku, ona jest czystej krwi. Później spotkałem Deana, kilka dni temu, prawda chłopcze?-
-Tak,- powiedział inny głos i Harry, Ron i Hermiona popatrzyli na siebie z podekscytowaniem. Rozpoznali głos Deana Thomasa, ich kolegi z Gryffindoru.
-Urodzony w rodzinie mugoli, tak?- spytał pierwszy człowiek.
- Nie jestem pewny,- powiedział Dean. - Mój tata zostawił moją mamę
kiedy byłem
dzieckiem. Nie mam żadnego dowodu, że on był czarodziejem, jednak...-
-Na chwile, pomijając dźwięki chrupania, zapanowała absolutna cisza; wtedy Ted przemówił ponownie.
-Muszę przyznać, Dirk - jestem zaskoczony, że na ciebie wpadłem. Zadowolony, lecz zaskoczony. Mówiono, że zostałeś złapany...
-Bo zostałem - rzekł Dirk - Byłem już w połowie drogi do Azkabanu, kiedy nawiałem. Ogłuszyłem Dawlisha i połamałem jego miotłę. To było łatwiejsze niż myślisz; Nie sądzę, żeby było z nim teraz całkiem w porządku. Ktoś mógł rzucić na niego Confundusa. Jeśli tak się rzeczywiście stało, chciałbym uścisnąć rękę wiedźmy albo czarodzieja, który to zrobił, bo prawdopodobnie uratował mi życie.
Nastąpiła kolejna przerwa, podczas której ogień zatrzeszczał, a rzeka pognała dalej. Ted powiedział:
- I dokąd wy dwoje zmierzacie? Odniosłem wrażenie, że gobliny w całości popierają Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać...
-W takim razie odniosłeś mylne wrażenie- rzekł o wiele poważniejszym głosem goblin - Nie jesteśmy po żadnej ze stron. To jest wojna czarodziejów.
-Zatem, dlaczego się ukrywacie?
-Sądzę, że to roztropny krok- powiedział goblin. -Odrzucenie tego - w moim mniemaniu - bezczelnego żądania, mogłoby poważnie zachwiać moim bezpieczeństwem.-
-Co kazali ci zrobić?- zapytał Ted.
-Rzeczy urągające godności mojej rasy - odparł goblin, a jego głos był szorstki i mniej człowieczy, kiedy to mówił.
-Nie jestem domowym skrzatem.
-A co z tobą, Griphook?
-Podobny motyw - powiedział wzniosłym głosem goblin.
-Gringott nie jest już pod kontrolą mojej rasy. Nie respektuje przełożonego w osobie czarodzieja.
Dodał coś szeptem w dialekcie goblińskim, co wywołało śmiech u Gornuka.
-Z czego się śmiejesz? - spytał Dean.
-On powiedział, że są też czarodzieje, którzy ich nie respektują - powiedział Gornuk.
Nastąpiła krótka przerwa.
-Nie kumam. powiedział Dean.
-Zanim odszedłem, miałem swoją małą zemstę - powiedział Griphook po angielsku.
-Porządny człowiek - goblin, chciałem powiedzieć- dodał pospiesznie Ted.
-Przypuszczam, że nie zarządziłeś zamknięcia śmierciożercy na jednym z wyższych poziomów bezpieczeństwa?
-Jeśli bym musiał, nawet miecz nie pomógłby mu w ucieczce- odpowiedział Griphook. Gornuk zaśmiał się znów i nawet Dirk wydał z siebie suchy chichot.
-Mnie i Deanowi wciąż czegoś tutaj brakuje- powiedział Ted.
-Podobnie Severusowi Snape, chociaż on o tym nie wie - powiedział Griphook i dwa gobliny ryknęły złośliwym śmiechem. Wewnątrz namiotu oddech Harry'ego był płytki z lekką nutą podekscytowania: On i Hermiona patrzyli się bezmyślnie na siebie, słuchając tak pilnie, jak tylko to było możliwe.
-Nie słyszałeś o tym, Ted? - zapytał retorycznie Dirk. -O dzieciach, które spróbowały ukraść miecz Gryffindor z biura Snape'a w Hogwarcie?
Elektryczny prąd wydawał się popłynąć przez ciało Harry'ego, pobrzękując przez jego każdy nerw jakby stał się utrwalony w miejscu.
-Nie słyszałem o tym- powiedział Ted -Pisali o tym w Proroku?-
- Jeszcze czego? - zarechotał Dirk. -Griphook powiedział mi o tym. Dowiedział się wszystkiego od Billa Weasleya, który pracuje dla banku. Jednym z dzieci, które próbowało ukraść miecz była jego młodsza siostra.
Harry spojrzał się na Hermione i Rona - oboje przyciskali Uszy Dalekiego Zasięgu, tak mocno, jakby od tego zależało ich życie.
-Ona i jej kilku przyjaciół weszli do biura Snape'a i rozbili szklaną gablotę, gdzie widocznie trzymał miecz. Snape złapał ich, kiedy próbowali go przemycić, schodząc po schodach.
-Ach, Boże - miej ich w opiece- powiedział Ted. -Co oni sobie myśleli? Że są w stanie wykorzystać ten miecz przeciwko Sami-Wiecie-Komu? Albo przeciw samemu Snape'owi?
- Jednak, cokolwiek sobie myśleli co z tym zrobią, Snape zdecydował, że miecz nie był bezpieczny tam gdzie się znajdował - powiedział Dirk.
- Kilka dni później, gdy dostal rozkaz od Sam-Wiesz-Kogo, wyobraziłem sobie, że wysłał to w podziemia Londynu, żeby zatrzymać to banku Gtingott'a.
Gobliny ponownie zaczęły się śmiać.
- Wciąż nie sadzę, że to żart - powiedział Ted
- To szwindel - odparł Griphook. - Miecz Gryffindora!"
Oh tak. To jest kopia - doskonała kopia, to prawda, lecz stworzył to Czarodziej . Oryginał został sfałszowany wieki temu przez Gobliny i posiadał pewne właściwości, jakimi tylko zbroja zrobiona przez Goblinów mogła zawładnąć. Bądź co bądź, prawdziwy miecz Griffindora istnieje, nie jest on jednak w podziemiach banku Gringotta.
- Rozumiem - powiedział Ted - jeśli to wezmę, to nie powiesz tego Śmierciożercom?
- Nie widzę powodu żeby wtajemniczać ich w te informacje - powiedział zadowolony z siebie Griphook
Teraz śmiech Teda i Deana dołączył do Gornuk'a i Dirka.
Wewnątrz namiotu, Harry zamknął jego oczy, chcąc zapytać kogoś o coś, na co potrzebował odpowiedzi, i po minucie myślenia poczuł się zobowiązany wobec Deana. Dean był (Harry trząsł się na samą myśl o tym) byłym chłopakiem Ginny.
- Co się stało Ginny i reszcie? Był chociaż jeden, który zakraść się tam?
- Oh... zostali ukarani - odparł obojętnie Griphook
- Czy chociaż nic im nie jest? - zapytał szybko Ted - miałem na myśli, czy dzieci Weasleów nie zastali ponieśli obrażeń. Nie ponieśli??
- Nie ponieśli poważniejszych obrażeń - powiedział Griphook.
- Mieli szczęście - rzekł Ted
Wierzysz w tę historię Ted?? - spytał Dirk - Wierzysz, że Snape zabił Dumbledora??
- Oczywiście, że tak - powiedział Ted - Nie idziesz tam siedzieć i będziesz mi mówił, że myślisz, że Potter miał coś z tym zrobić??
- Ciężko wiedzieć, co sądzić w takie dni - wymamrotał Dirk
- Wiem Harry Potter - powiedział Ted - I liczę, że on jest autentycznie Jedyną Szansą albo jakkolwiek chcesz to nazwać.
- Tak, bardzo chce w to uwierzyć, synu - powiedział Dirk - Wliczając mnie, ale gdzie on jest?? Ucieka po to, żeby wyglądać rzeczy. Sądzisz, że on wie wszystko, a my nie albo specjalnie utrzymuje się z dala od walki, za to zbierając opór. I Ty wiesz, że Prorok zrobił spory proces przeciwko niemu.
- Prorok?? - zdziwił się Ted - Zasługujesz na to, by być okłamywanym, jeśli nadal go czytasz tak bardzo Dirk. Chcesz poznać fakty, próbują zrobić z niego krętacza.
Nagła eksplozja duszenia i nudności, dodatkowo wielka ilość uderzeń przez ten dźwięk - Dirk połknął ość, w końcu wybełkotał - „Krętacz”?? Ta obłąkana szmata Xeno Lovegood?
- Te dni nie są takie wariackie - powiedział Ted - Chcesz oddać to spojrzenie, Xeno drukuje wszystkie rzeczy, które ignoruje Prorok, nie było pojedynczej wzmianki o Chrapakach Krętorogich w ostatnim numerze. Jak długo one będą pozwalać mu na to, pamiętać. Nie wiem, ale Xeno mówi, że pierwsza strona każd**o wydania jest poświęcona, każdemu czarodziejowi przeciwnemu Sam-Wiesz-Komu . Pomaga w jakiś sposób Harremu Potterowi .
Trudno pomóc chłopcu, który zniknął z powierzchni ziemi" powiedział Dirk.
"Posłuchaj, fakt, że jeszcze go nie złapali to wielkie osiągnięcie" mówi Ted "Z chęcią wziąłbym od niego wskazówki ; to jest to co próbujemy zrobić, pozostać na wolności, prawda?"
"No, tak, tutaj masz racje" z trudem przyznał Dirk. "Z całym Ministerstwem Magii i wszystkimi informatorami, którzy go szukają, spodziewałem się że go złapią do tej pory. Pomyśl, czy by go złapali i zabili bez opublikowania tego?"
"Oh, nie mów tak, Dirk" wymamrotał Ted.
Nastąpiła długa przerwa, którą wypełniało pobrzękiwanie noży i widelców. Kiedy znowu zaczeli rozmawiać, dyskutowali czy powinni spać na dole czy cofnąć się na drzewiaste zbocze. Decydując, że drzewa dadzą lepszą osłoną, zgasili ogień, następnie wspięli się z powrotem na zbocze, ich głosy zanikały.
Harry, Ron i Hermiona zwinęli Rozciągające się Uszy. Im dłużej podsłuchiwali tym większą trudność sprawiało Harry'emu pozostanie w ciszy, teraz nie mógł z siebie wykrztusić więcej niż, "Ginny-miecz"
"Wiem!" powiedziała Hermiona.
Sięgnęła po małą, paciorkowatą torbę, tym razem zanurzając swoje ramie w niej po pachę.
"Tu...się...znajdujemy..." powiedziała zaciskając zęby, ciągnąc coś co znajdowało się na dnie torby. Powoli z torby wyłaniała się ozdobna rama obrazu. Harry pospieszył pomóc Hermionie. Kiedy już wyjęli pusty portret Phineasa Nigellusa z torby Hermiony,
Hermiona trzymała różdżkę celując prosto w obraz, gotowa rzucić zaklęcie w każdej chwili.
"Jeżeli ktoś zamienił prawdziwy miecz na fałszywy, podczas gdy obraz był w gabinecie Dumbledore'a…"
wydyszała, kiedy oparli obraz o namiot, "Phineas Nigellus mógł to zobaczyć, wisi tuż przy gablotce!"
"O ile nie spał" odparł Harry, ale wstrzymał oddech, Hermiona uklęknęła przed pustym płótnem,
jej różdżka była skierowana w sam środek, przełknęła śline i powiedziała:
"Ee..Phineas? Phineas'e Nigellus'e?"
Nic się nie wydarzyło.
"Phineas Nigellus?" powtórzyła Hermiona. "Profesorze Black? Czy moglibyśmy z Panem porozmawiać? Prosimy."
"Słowo "proszę" zawsze pomaga" powiedział zimny, szyderczy głos i Phineas Nigellus wślizgnął się w swój portret.
W tym samym momencie, Hermiona krzyknęła:
"Obscura!"
Czarna opaska pojawiła się nad bystrymi, czarnymi oczami Phineasa Nigellusa sprawiając, że
spadł na rame i wrzasnął z bólu.
"Co, jak śmiesz, co ty?"
"Naprawdę bardzo mi przykro, Profesorze Black" powiedziała Hermiona
" ale to jest konieczny środek ostrożności!"
"Natychmiast usuń ten ohydny dodatek! Zabierz to mówie! Psujesz wspaniałą pracę artystyczną!
Gdzie ja jestem? Co się dzieje?"
"Nigdy nie wspominaj gdzie jesteśmy" powiedział Harry i Phineas Nigellus zamarzł, zaprzestając prób zdjęcia opaski.
"Czy to możliwe że to jest głos nieuchwytnego Pana Pottera?"
"Może" odpowiedział Harry, wiedząc że Phineas nadal będzie tym zainteresowany.
"Mamy kilka pytań do ciebie odnośnie miecza Gryffindoru"
"Ah" westchnął Phineas, starając się odwrócić głowę w stronę Harrego.
"Tak. Ta głupia dziewczyna zachowała się tam bardzo nierozsądnie"
"Zamknij się na temat mojej siostry" gwałtownie wycedził Ron, Phineas Nigellus uniósł lekceważąco brwi.
"Kto tu jeszcze jest?" zapytał Phineas kręcąc głową w jedną i drugą stronę.
"Nie podoba mi się twój ton! Ta dziewczyna i jej przyjaciele bardzo ryzykowali - Okradaniem dyrektora"
"Oni nie kradli" powiedział Harry "Ten miecz nie należy do Snape'a"
"To należy do szkoły - Profesora Snape'a" powiedział Phineas "Dokładnie jak twierdził, jak dziewczyna Weasley mogła sobie na to pozwolić?
"Zasłużyła na kare, tak samo jak ten idiota Longbottom i to dziwactwo Lovegood!"
Neville nie jest idiotą i Luna nie jest szalona!” powiedział Hermiona.
“Gdzie ja jestem ?” powtórzył Phineas Nigellus,i znowu zaczął walczyć po omacku. “Gdzie ty mnie przyniosłaś? Dlaczego usunęłaś mnie z domu moich przodków?”
“ Nieważne! Jak Snape ukarał Ginny, Nevilla, i Lunę?” spytał szybko Harry..
“Profesor Snape wysłał ich do Zakazanego Las, aby pomogli temu idiocie Hagridowi.”
“ Hagrid nie jest idiota!” krzyknęła Hermiona.
“ Snape myśli, że to dla nich odpowiednia kara” powiedział Harry, “ale Ginny, Neville, i Luna prawdopodobnie się cieszą, że są z Hagridem. Zakazany Las... Mogli trafić gorzej!”
Odczuł ulgę; wyobrażał sobie, że przynajmniej rzucił na nich Cruciatus
“Wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć, Profesorze Black, to, czy ktokolwiek inny miał, ummm…., w ogóle brał miecz? Być może był wzięty do wyczyszczenia -albo coś takiego!”
Phineas Nigellus zatrzymał się znowu, uwolnił wzrok od Harry’ego i zachichotał.
“Mugole,” powiedział, “Zbroje wykonane przez Gobeliny nie wymagają czyszczenia, głupia dziewczyno. Srebro goblinów jest odporne na brud, wchłania tylko to co dodaje siły.
„Nie nazywaj jej głupią”- powiedział Harry
“Czuje się zmęczony” -powiedział Phineas Nigellus -“ być może to już czas żebym wrócił do gabinetu dyrektora szkoły ?”
Z zawiązanymi oczyma, zaczął iść po omacku w stronę ramy, próbował znaleźć drogę powrotną do jego jedynego obrazu w Hogwarcie Nagle Harry doznał olśnienia.
“Dumbledor! Czy możesz przyprowadzić nam Dumbledora?”
“ Przepraszam?” powiedział Phineas Nigellus.
“Portret Profesora Dumbledora- czy możesz przyprowadzić Dumbledora tutaj samego?”
Phineas Nigellus odwrócił twarz w kierunku głosu Harrego.
“Widzę, że nie tylko Mugole są ignorantami, Porter. Obrazy w Hogwarcie mogą obcować ze sobą, ale nie mogą opuszczać zamku z wyjątkiem wizyty w innych swoich obrazach.. Dumbledore nie może przyjść tutaj ze mną, i po tym jak mnie potraktowaliście gwarantuje, że nie będe się spieszył z następną wizytą
Nieznacznie strapiony, Harry obserwował zdwojone wysiłki opuszczenia ramy przez Phineas.
“Profesorze Black”- powiedziała Hermiona,“- powiedz nam tylko proszę, kiedy ostatni raz miecz był używany? Nie licząc tego przypadku z Ginny.
Phineas parsknął niecierpliwie.
- Wierzę, że ostatnim razem miecz Gryffindoru opuszczał skrzynkę, kiedy Profesor Dumbledore użył go, aby zniszczyć otwarty pierścień.
Hermiona odwróciła się, aby spojrzeć na Harry'ego. Żaden z nich nie ośmielał się powiedzieć więcej przed Phineas Nigellus, który przynajmniej potrafił zlokalizować wyjście.
- Dobrze, a więc dobranoc , - powiedział trochę zjadliwie i ponownie zaczął oddalać się poza zasięg wzroku. Już tylko krawędź brzegu jego kapelusza pozostawała na widoku kiedy Harry nagle krzyknął.
- Zaczekaj! Powiedziałeś Snape'owi, że to widziałeś?
Phineas Nigellus stuck his blindfolded head back into the picture.
- Profesor Snape ma ważniejsze rzeczy na głowie niż dziwactwo Albusa Dumbledore'a. Do widzenia, Potter!
Wraz z tym, zupełnie zniknął , pozostawiając po sobie mroczne tło.
- Harry! - Hermiona płakała.
- Wiem! - Krzyknął Harry. Walił pięścią w powietrze, nie mogąc zapanować nad sobą; to było większe niż śmiał przypuszczać. Kroczył w górze i w dół po namiocie, czując, że mógłby przebiegnąć milę; nawet nie odczuwał głodu. Hermiona upychała Phineasa Nigellusa z powrotem do zdobionej paciorkami torby. Kiedy przymocowała sprzączkę, rzuciła torbę na bok i podnosiła zapłakaną twarz do Harry'ego.
- Miecz może zniszczyć Horakrusa! Ostrza zrobione przez Gobliny wchłaniają to, co je wzmacnia Harry , ten miecz jest nasycony jadem bazyliszka!
- I Dumbledore nie dał mi go, ponieważ nadal go potrzebował , chciał użyć go na medalionie-
- I musiał uświadomić sobie, że nie pozwolą ci go mieć, jeżeli przekaże go w testamencie-
- Dlatego zrobił kopię!-
- I podłożył fałszywy w szklanej gablotce-
- a prawdziwy zostawił - gdzie?
Kiedy spoglądali na wschód, Harry poczuł, że odpowiedź powiewa niewidocznie w powietrzu ponad nimi, zwodząc zawzięcie. Dlaczego Dumbledore mu nie powiedział ? A może, tak naprawdę, powiedział Harry'emu, ale Harry tego nie zrozumiał?”
- Pomyśl! - szepnęła Hermiona. - Pomyśl! Gdzie mógł go zostawić ?
- Nie w Hogwarcie, - powiedział Harry, wznawiając kroczenie.
- Gdzieś w Hogsmeade? - zasugerowała Hermiona.
- Wrzeszcząca Chata? - powiedział Harry. - Nikt nigdy tam nie wchodzi.
-Ale Snape wie, jak tam wejść , nie byłby to trochę zbyt ryzykowne?
- Dumbledore ufał Snape'owi, - Przypomniał jej Harry.
- Ale nie do tego stopnie, żeby powiedzieć mu, że zamienił miecze, - powiedziała Hermiona.
- Tak, masz rację! - powiedział Harry i poczuł się trochę weselszy myśląc, że Dumbledore miał trochę zastrzeżeń, aczkolwiek słabych, o wiarygodności Snape'a.
- Tak, więc równie dobrze mógł schować miecz z dala od Hogsmeade?
- Co sugerujesz, Ron? Ron?
Harry obejrzał się dookoła. W pierwszym momencie myślał, że Ron opuścił namiot, po czym zdawał sobie sprawę, że Ron leżał w cieniu łóżka piętrowego, wyglądając lodowato.
- Och, przypomniałeś sobie o mnie, nieprawdaż? - powiedział.
- O co ci chodzi?
Ron parsknął, gapiąć się w górę na spód górnego łóżka.
- Wasza dwójka prowadza się razem. Nie pozwól mi popsuć tobie zabawy.
Zakłopotany Harry spojrzał na Hermionę poszukując wsparcia, ale ona potrząsnęła głową, najwidoczniej była tak samo zakłopotana jak on.
- Masz jakiś problem? - spytał Harry.
- Problem? Nie mam żadnego problemu, - powiedział Ron, wciąż unikając spojrzenia Harry'ego.
- W każdym razie, się z tobą nie zgadzam - Rozległo się kilka uderzeń w płótno ponad ich głowami. Zaczęło padać.
- A więc, oczywiście masz problem, - powiedział Harry.
- Wyrzuć to z siebie, dobrze?
Ron zdjął swoje długie nogi z łóżka i wstał. On wyglądał podle, inaczej niż zwykle.
- W porządku, wypluję to. Nie oczekuj ode mnie, bym skakał w górę i w dół namiotu, ponieważ jest jakaś inna przeklęta rzecz, którą mamy znaleźć. Po prostu dodaj to do listy rzeczy, których nie znasz.
- Nie znam? - powtórzył Harry. - Nie znam?
Plunk, plunk, plunk. Deszcz padał coraz mocniej; uderzało w porozrzucane liście na skarpie dookoła nich i ponuro klapało w rzekę . Strach oblał rozradowanego Harry'ego; Ron mówił dokładnie to, co on podejrzewał i obawiał się.
- Tu nie jest tak jak bym chciał, nie mam czasu dla siebie, - powiedział Ron,
- wiesz, z moją poszarpaną ręką, bez jedzenia, poza tym odmrażam sobie tyłek co noc. Po prostu miałem nadzieję, wiesz, po tym, jak biegliśmy wszędzie kilka tygodni, że osiągnęliśmy cokolwiek.
- Ron , - powiedziała Hermiona , ale takim cichym głosem, że Ron mógłby udać, że tego nie usłyszał przez głośne dudnienie deszczu, który bił po namiocie.
- Myślałem, że wiedziałeś na co się piszesz - powiedział Harry.
- Tak, też tak myślałem.
- Więc, co nie spełnia twoich oczekiwań? - spytał Harry. Gniew narastał w nim coraz bardziej.
- Myślałeś, że będziemy zatrzymywać się w pięciogwiazdkowych hotelach? Myślałeś że codziennie znajdziemy Horakrusa? Czy myślałeś, że wrócisz do mamuśki na Boże Narodzenie?
- Myśleliśmy, że wiesz, co robisz! - krzyknął Ron, wstając i jego słowa uderzyły Harry'ego jak gorące noże.
- Myśleliśmy, że Dumbledore powiedział ci co robić, myśleliśmy że masz prawdziwy plan!


"Ron! "powiedziała Hermiona, tym razem wyraźnie słyszana przez wiatr i burzę uderzająca w dach namiotu, ale znowu ja zignorował.
"Cos, przepraszam, ze pozwoliłem ci pójść powiedział Harry, jego głos nie zawierał, spokoju , który powinien czuć dzięki dolinie. " Jestem z tobą prawie od początku. Powiedziałem Ci wszystko, co Dumbledore mi powiedział. I jeśli jeszcze nie zauważyłeś, zaleźliśmy już jednego Horkruksa"
"Tak, i już prawie zmusił nas do pozbycia się go, kiedy chcieliśmy szukać reszty, niewiedząc nawet gdzie"
"Wyrzuć medalion, Ron" Powiedziała Hermiona, nieswoim, wysokim głosem. "Prosze , odłóż go" Nie mówiłbyś takich rzeczy gdybyś nie nosił go cały dzień"
"Tak, mówiłby" powiedział Harry który nie miał zamiaru usprawiedliwiać tego, co zrobił Ron" Czy myślicie ze nie zauważyłem jak wy dwoje cały czas szeptacie za moimi plecami? Czy myślicie, ze nie zauważyłem , ze wciąż to przemyślcie"
"Harry, my nie -"
"Nie kłam!" rzucił na nią Ron."Ty tez to powiedziałaś, powiedziałaś że jesteś rozczarowana, ze on nie wie choć trochę więcej o tym, gdzie ma iść-"
"Nie powiedziałam nic takiego, Harry, nie! "krzyknęła ze łzami w oczach.
"Deszcz walił w namiot, łzy spływały po twarzy Hermiony, a wzbudzenie w tych kilku poprzednich minutach, znikneło, jakby nigdy sie nie pojawiło, krótkie języki ognia zapłoneły i zniknęły, zostawiły po sobie ciemność , deszcz i zięb. Miecz Gryffindora byl ukryty w nieznanym dla nich miejscu, a oni byli trójka anastolatkow w namiocie, których jedynym sukcesem było to, ze jeszce zyją.
"Więc dlaczego wciaż tu jestes?" Harry spytał Rona.
Przeszukaj mnie" powiedział Ron
"Idz wiec do domu" powiedział Harry
"Tak, może to zrobie" krzyknał Ron, i skierowal kilka kroków w kierinku Harry'ego, który sie nie odsunął"Nie słyszałes co mowili o mojej siostrze? Ale ty wierzysz w parszywe szczęscie, prawda?, to tylko zakazany Las, Harry czuje-sie-gorzej Potter nie martwi sie co sie jej tam stanie, oczywiscie, w porzadku, wielkie pająki i pomylone kreatury"
"mówiłem tyko, ze jest z tamtywi, ze jest z Hagridem"
"W porzadku, rozumiem, ze sie nie martwisz!!. A co z reszta mojej rodziny"Weasleyowie nie potrzebują kolejnego rannego dziecka, słyszałeś to ?""Tak, Ja..."
"Nie zawracasz sobie głowy tym, co to znaczy?
"Ron!"powiedziała Hermiona, wciskając sie pomiędzy nich "Nie uważam, ze oznacza to, ze zdarzyło sie coś nowego, coś o czym nie wiemy. Ron , Bill jest przestraszony, mnostwo ludzi musiało wiedziec, ze George stracił wówczas swoje ucho, a ty przypuszaczsz, ze jestes na łozu smierci , Tak własnie myślisz"
"Jestes pewna, tak? W porzadku, nie powinienem sie o nich martwić I tak, w sumie masz racje, mimo wszystko twoi rodzice sa bezpieczni-"
"Moi rodzice nie zyja!" zagrzmiał Harry
"A mioch może spotkac to samo! wrasnał Ron.
"Więć IDZ! - grzmial dalej Harry "Wracaj do nich, udaj ze ledwo wróciłes i Mamusia bedzie mogła cie nakarmić, i--"
Ron wykonał nagły ruch. Harry zareagował, ale nim wyjął różdżkę ze swojej kieszeni, Hermiona wzniosła własną.
"Prostego" wypłakała, i niewidzialna tarcza pojawiała sie pomiędzy nią i Harrym po jednej, a Ronem po drugiej stronie, wszyscy zostali odrzuceni moca zaklęcia, a Harry i Ron patrzyli na siebie przez jasna bariere, i po raz pierwszy zobaczyli sie wyraźnie. Harry poczuł nienawiść do Rona . "Coś" się między nimi popsuło.
"Odłoż Horkruksa" powiedział Harry.
Ron szarpnal łańcuszek ze swojej głowy i rzucił medalion w kierunku pobliskiego krzesła. Zwrócił się ku Hermionie"
"Co ty robisz?
"Co masz na myśli?
"Zostajesz, czy jak?"
"Ja..." widac bylo na niej cierpienie."Tak, tak zostaje, Ron , powiedzieliśmy ze idziemy z Harrym, powiedzielismy ze mu pomożemy-"
"Rozumiem. Wybrałaś jego"
"Ron, nie! prosze, Wracaj! Wracaj!" Została zablokowana przez jej własne zaklecie tarczy, a kiedy je usunęła, pozostala tylko ciemność nocy. Harry stał cicho i spokojnie, słuchając jej szlochów i wzywania imienia Rona miedzy drzewiami.
Po kilku minutach wróciła, jej przemoczone wlosy przylepiły jej sie do twarzy.
"Nie ma go! Aportował sie!"
Usiadła na krześle, skuliła się i zaczęła płakać.
Harry czuł sie jak oszołomiony. Pochylił się, podniósł Horkruksa i zawiesił go na swojej szyi. Następnie podniósł koce przypominajace mu ucieczkę Rona i przeniosł je na miejsce Hermiony. Potem położył sie na łóżku i gapiąc się bezmyślnie w ciemne płótno namiotu, wsłuchiwał się w padający deszcz.


Rozdział 16 - Dolina Godyryka

Kiedy Harry obudził się następnego dnia, zajęło mu kilka chwil zanim przypomniał sobie, co zaszło. Miał naiwną nadzieję, że to był sen, że Ron nadal tu jest i nigdy nie odszedł. Lecz gdy obrócił głowę na poduszce zobaczył opuszczone łóżko Rona. W oczach Harry'ego zarysowało się, jakby tam było martwe ciało. Harry zeskoczył ze swojego łóżka, odwracając wzrok od należącego do Rona. Hermiona, która była już zajęta w kuchni, nie powiedziała Harry'emu "Dzień dobry", ale odwróciła szybko twarz szybko, gdy ją minął. Odszedł. Harry powiedział sobie. Odszedł. Ciągle o tym myślał, myjąc się i ubierając, jak gdyby powtarzanie tego miało mu ulżyć. Odszedł i nie wróci. To była prosta prawda. Harry wiedział o tym, ponieważ ich ochronne czary sprawiały, że niemożliwym było, gdy tylko opuszczą to miejsce, by Ron ich odnalazł.
On i Hermiona zjedli śniadanie w ciszy. Oczy Hermiony były spuchnięte i czerwone; wyglądała jak gdyby w ogóle nie spała. Spakowali swoje rzeczy, Hermiona ociągając się. Harry wiedział, dlaczego chciała przedłużyć ich pobyt na brzegu rzeki; kilka razy widział, jak wyglądała niecierpliwie i był pewien, że się łudziła, że słyszy kroki w ciężkim deszczu, ale żadna ruda postać nie wyłoniła się z między drzew. Za każdym razem, gdy Harry ją nakrył, sam rozglądał się wokoło (gdyż nic nie mógł poradzić, że sam ma niewielką nadzieję) i nie widząc niczego, oprócz spowitego deszczem lasu, wybuchał kolejną cząstką gniewu. Słyszał, jak Ron mówił, “Myśleliśmy, że wiedziałeś, co robisz!” i dokończył pakowanie się, z twardym węzłem ściśniętym w głębi jego żołądka.
Błotnista rzeka obok nich podnosiła się szybko i wkrótce wylewała się na ich brzeg. Zebrali się dobrą godzinę później, niż gdy zwykle opuszczali nocleg. W końcu, całkowicie przepakowawszy ozdobioną koralikami torbę trzy razy, Hermiona nie mogła znaleźć więcej powodów, by opóźnić podróż: Ona i Harry chwycili się za ręce i Deportowali się, pojawiając się na targanym wiatrem, pokrytym wrzosem stoku.
Od razu po przybyciu, Hermiona puściła rękę Harry'ego, odeszła od niego i usiadła na dużej skale. Twarz ukryła w kolanach, trzęsła się, a on wiedział, że płacze. Obserwował ją, miał przeczucie, że powinien pójść ją pocieszyć, ale coś trzymało go w miejscu. Wszystko wewnątrz
niego wydawało się zimne i ściśnięte: Znów ujrzał pogardliwy wyraz na twarzy Rona. Harry kroczył poprzez wrzos, szeroko okrążając roztargnioną Hermioną w jego centrum, rzucając czary, które zwykle ona wykonywała, by zapewnić im ochronę.
Nie wspominali o Ronie przez następne kilka dni. Harry był zdeterminowany, by nie wspominać więcej jego imienia, a Hermiona wydawała się rozumieć, że nie ma sensu roztrząsać sprawy. Jednakże, czasami w nocy, kiedy myślała, że on śpi, słyszał jej płacz. W międzyczasie Harry zaczął wyciągać Mapę Huncwotów i badać ją przy świetle różdżki. Czekał
na chwilę, kiedy kropka podpisana Ron pojawi się ponownie w korytarzach Hogwartu, zakładając, że wrócił do wygodnego zamku, chroniony przez jego swój status Czystej Krwi. Jednak Ron nie pojawił się na mapie i po chwili Harry złapał siebie na prostym wpatrywaniu się w imię Ginny w dormitorium dziewczyn, zastanawiając się, czy intensywność, z którą na nią patrzył, mogłaby włamać się do jej snu, tak, żeby dowiedziała się jakoś, że o niej myśli, mając
nadzieję, że nic jej nie jest.
Gdy nastał dzień, oddali się próbom określenia możliwego położenia miecza Gryffindora, ale im więcej rozmawiali o miejscach, w których Dumbledore mógłby go schować, tym bardziej zdesperowane i rozległe stawały się ich pomysły. Wysilając swój umysł, jak tylko potrafił, Harry nie mógł sobie przypomnieć, by Dumbledore kiedykolwiek wspominał o miejscu, w którym mógłby coś ukryć. Były takie chwile, w których nie wiedział, czy bardziej był zły na Rona, czy na Dumbledore'a. Myśleliśmy, że wiedziałeś, co robisz... Myśleliśmy, że Dumbledore powiedział ci, co robić... Myśleliśmy, że miałeś prawdziwy plan!
Nie mógł tego dłużej ukrywać przed sobą: Ron miał rację. Dumbledore zostawił go praktycznie z niczym. Znaleźli jeden Horkruks, ale nie mieli żadnego sposobu, aby go zniszczyć: inne były nieosiągalne jak zawsze. Desperacja zaczęła go pochłaniać. Tknęło go, by pomyśleć
o tym, co sobie wyobrażał, gdy zaakceptował ofertę swoich przyjaciół, aby mu towarzyszyli w tej zawiłej, bezsensownej podróży. Nic nie wiedział, nie miał żadnych pomysłów i trwał w bolesnym oczekiwaniu na znak, że Hermiona również zamierza wyznać mu, że ma już dość, że także odchodzi.
Spędzali wiele wieczorów w całkowitej ciszy, a Hermiona zaczęła wyciągać portret Phineasa Nigellusa i podpierać go na krześle, jak gdyby miał wypełnić pustkę spowodowaną odejściem Rona. Wbrew jego poprzedniemu stwierdzeniu, że nigdy ich już nie odwiedzi, Phineas Nigellus nie okazał się zdolny odeprzeć pokusie, by dowiedzieć się więcej, o tym, co zamierza Harry i pojawiał się znów, z przewiązanymi oczyma, co kilka dni. Harry nawet się cieszył, gdy go widział, ponieważ zawsze było to jakieś towarzystwo, chociaż podstępne i sarkastyczne. Cieszyli się z każdych wieści z Hogwartu, chociaż Phineas Nigellus nie był idealnym informatorem. Wychwalał Snape'a, pierwszego dyrektora szkoły ze Slytherinu, od czasu, gdy on sam nią kierował. Musieli zatem uważać, by nie krytykować lub nie zadawać niewygodnych pytań na temat Snape'a, w przeciwnym wypadku Phineas Nigellus natychmiast opuściłby swój obraz.
Jakkolwiek, przekazał on kilka wieści. Snape najwyraźniej stale musiał stawiać niewielkiemu buntowi ze strony zatwardziałych studentów. Ginny dostała zakaz odwiedzania Hogsmeade. Snape przywrócił stary dekret Umbridge, zabraniający spotykania się w grupie trzech, lub więcej, uczniów oraz tworzenia nieoficjalnych stowarzyszeń uczniowskich.
Na podstawie tych doniesień, Harry wydedukował, że Ginny i prawdopodobnie Neville oraz Luna, robią wszystko, co w ich mocy, by kontynuować Gwardię Dumbledore'a. Ta wiadomość sprawiła, że Harry chciał zobaczyć Ginny tak bardzo, aż ściskało mu żołądek; ale sprawiła również, że znowu myślał o Ronie, Dumbledorze i samym Hogwarcie, za którym tęsknił prawie tak bardzo, jak za byłą dziewczyną. Zaprawdę, kiedy Phineas Nigellus mówił o kłopotach Snape’a, Harry czuł odrobinę szaleństwa, gdy wyobrażał sobie powrót do szkoły, by przyłączyć się do obalania reżimu Snape’a. Bycie karmionym, posiadanie miękkiego łóżka i
kogoś innego za przywódcę, wydawało się w tej chwili najbardziej cudowną opcją na świecie. Ale wtedy przypominał sobie, że był Niepożądanym Numer Jeden, że za jego głowę wyznaczono dziesięć tysięcy galeonów i że powrót w tych dniach do Hogwartu było równie niebezpieczny, jak wejście do Ministerstwa Magii. Faktycznie, Phineas Nigellus nieumyślnie podkreślał ten fakt, przez kręte wypowiedzi prowadzące do pytania o miejsce przebywania Harry'ego i Hermiony. Hermiona zawsze wpychała go z powrotem do środka ozdobionej koralikami torby, kiedy to robił i Phineas Nigellus, po tych bezceremonialnych pożegnaniach, przez kilka dni odmawiał ponownego pojawiania się.
Pogoda robiła się coraz chłodniejsza. Nie śmieli przebywać w jednym miejscu zbyt długo, tak więc zamiast pozostawać na południu Anglii, gdzie twardy mróz był ich najgorszym zmartwieniem, kontynuowali podróż poprzez kraj. Stawiali czoła zboczom gór, gdzie deszcz ze śniegiem uderzał w namiot; rozległym, płaskim bagnom, gdzie ich namiot bywał zalewany przez chłodną wodę; i małej wyspie pośrodku szkockiego jeziora, gdzie śnieg w nocy zakopywał ich namiot.
Widzieli już kilka choinek migoczących przez okna salonów, zanim przyszedł wieczór, w którym Harry postanowił zasugerować, ponownie, to, co wydawało mu się ostatnim, niezbadanym miejscem jakie im pozostało. Właśnie zjedli niezwykle dobry posiłek; Hermiona była w supermarkecie pod Peleryną Niewidką (skrupulatnie wrzucając pieniądze do otwartej kasy, gdy wychodziła) i Harry pomyślał, że, z żołądkiem pełnym spaghetti Bolognese i konserwowych gruszek, mogłaby być bardziej podatna na sugestie niż zwykle. Miał również zamiar zasugerować, by zrobili sobie kilka godzin przerwy w noszeniu Horkruksa,
który wisiał nad brzegiem łóżka obok niego.
“Hermiono?”
“Hmm?” Siedziała zwinięta na jednym z bujanych foteli z Opowieściami Wieszcza Beedle'a. Nie miał pojęcia, co jeszcze mogłaby wyciągnąć z tej książki, która nie była, mimo wszystko, bardzo długa, ale najwyraźniej nadal coś w niej odszyfrowywała, ponieważ Sylabus Czarodzieja leżał otwarty na poręczy fotela. Harry oczyścił gardło. Czuł się dokładnie tak, jak kilka lat temu, gdy pytał Profesor McGonagall, czy może iść do Hogsmeade, mimo tego, że nie przekonał Dursleyów do podpisania jego zezwolenia.
“Hermiono, myślałem sobie i-“
“Harry, mógłbyś mi w czymś pomóc?”
Najwidoczniej go nie słuchała. Wychyliła się do przodu, trzymając Opowieści Wieszcza Beedle'a.
“Popatrz na symbol,” powiedziała, wskazując na górę strony. Nad czymś, co Harry uważał za tytuł historii (nie umiał czytać run, więc nie mógł być pewien), był obrazek, który wyglądał jak trójkątne oko, ze źrenicą przeciętą pionową kreską.
“Nigdy nie chodziłem na Starożytne Runy, Hermiono”
“Wiem, że nie, ale to nie jest runa i nie ma tego również w Sylabusie. Zawsze myślałam, że to obrazek oka, ale teraz myślę, że nim nie jest! To zostało wklejone, spójrz, ktoś to tu narysował, tak naprawdę nie jest to część książki. Pomyśl, czy kiedykolwiek widziałeś to wcześniej?”
“Nie . . . Nie, poczekaj chwilę.” Harry przyjrzał się bliżej. “To nie jest ten sam symbol, który tata Luny nosił wokół szyi?”
“Cóż, o tym samym pomyślałam!”
“Więc to jest znak Grindelwalda”
Gapiła się na niego z otwartymi ustami.
“Co?”
“Krum mi powiedział...“
Powtórzył historię, którą Wiktor Krum opowiedział mu na ślubie.
Hermiona wyglądała na zdumioną,
“Znak Grindelwalda?”
Spoglądała to na Harry'ego, to na dziwny symbol. “Nigdy nie słyszałam, by Grindelwald miał swój znak. Nie było żadnej wzmianki o w tym we wszystkim, co czytałam na jego temat.”
“Więc, jak już mówiłem, Krum powiedział, że ten symbol został wyrzeźbiony na ścianie w Durmstrangu i to Grindelwald go tam umieścił.”
Opadła z powrotem na stary fotel, marszcząc brwi.
“To bardzo dziwne. Jeżeli to jest symbol Czarnej Magii, to co on robi w książce z historyjkami dla dzieci?”
“Tak, to jest dziwne,” powiedział Harry. “I pomyśleć, że Scrimgeour tego nie rozpoznał. On był Ministrem, powinien być specjalistą od Czarnej Magii.”
“Wiem . . .Może, tak, jak ja, pomyślał, że to oko. Wszystkie inne opowieści mają mały obrazek nad tytułami.”
Nic nie mówiła, tylko nadal wpatrywała się w dziwny symbol. Harry spróbował ponownie.
“Hermiono?”
“Hmm?”
“Tak sobie myślałem. Ch-chcę jechać do Doliny Godryka.”
Spojrzała na niego, ale jej oczy były nieskupione i był pewien, że nadal myślała o tajemniczym znaku w książce.
“Dobrze.” powiedziała. “Dobrze, też się nad tym zastanawiałam. Naprawdę myślę, że musimy.”
“Dobrze mnie zrozumiałaś?” zapytał.
“Oczywiście, że tak. Chcesz jechać do Doliny Godryka. Zgadzam się, myślę, że
powinniśmy. Znaczy się, nie mam pojęcia, gdzie indziej mógłby być. To będzie niebezpieczne,
ale im więcej o tym myślę, tym bardziej prawdopodobnym wydaje się, że tam jest.”
“Ee-co jest?” spytał Harry.
Wyglądała na równie zdumioną, jak on sam.
“Oczywiście miecz, Harry! Dumbledore musiał wiedzieć, że będziesz chciał tam wrócić, a poza tym, Dolina Godryka jest miejscem urodzenia Godryka Gryffindora-“
“Naprawdę? Gryffindor pochodził z Doliny Godryka?”
“Harry, czy ty kiedykolwiek chociaż otworzyłeś Historię Magii?”
“Hmm,” powiedział, uśmiechając się, jak mu się wydawało, po raz pierwszy od miesięcy. Mięśnie w jego twarzy były dziwnie zesztywniałe. “Wiesz, mogłem ją otworzyć, kiedy ją kupiłem... tylko wtedy...”
“Cóż, biorąc pod uwagę, że miejscowość została po nim nazwana, mógłbyś się domyśleć,” powiedziała Hermiona. Zabrzmiała dużo bardziej, jak dawna ona, niż robiła to ostatnio; Harry po części oczekiwał, że zaraz ogłosi, że idzie do biblioteki. “Jest trochę o wiosce w Historii Magii, poczekaj...“
Otworzyła ozdobioną koralikami torbę i grzebała w niej przez chwilę, w końcu wyciągając swój egzemplarz starego szkolnego podręcznika. Historia Magii autorstwa Bathildy Bagshot, przerzucała strony, dopóki nie znalazła tej, której chciała.
“Po podpisaniu Międzynarodowej Ustawy Tajności w 1689, czarodzieje przeszli do ukrycia na dobre. Było naturalnym, że tworzyli swoje własne społeczności w społeczeństwie. Wiele małych wsi i wiosek przyciągnęło kilka magicznych rodzin, które zrzeszyły się razem dla wzajemnego wsparcia i ochrony. Wsie Tinworthin Cornwald, Górne Flagley w Yorkshire
i Ottery St. Cathpole na południowym wybrzeżu Anglii były godnymi uwagi domami dla wielu Czarodziejskich rodzin, które żyły obok tolerancyjnych i czasem Skonfundowanych mugoli. Najbardziej znanym z tych pół magicznych miejsc zamieszkiwania jest, prawdopodobnie,
Dolina Godryka, wioska na zachodzie kraju, gdzie urodził się wielki czarodziej Godryk Gryffindor i gdzie Bowman Wright, czarodziejski kowal, wykuł pierwszy Złoty Znicz. Cmentarz pełen jest nazwisk starożytnych magicznych rodzin, i to zapewne miało wpływ na historię nawiedzania pobliskiego małego kościółka przez wiele wieków.”
“Nie ma wzmianki o tobie i twoich rodzicach,” powiedziała Hermiona, zamykając książkę,” ponieważ Profesor Bagshot nie opisuje niczego po końcu dziewiętnastego wieku. Nie widzisz? Dolina Godryka, Godryk Gryffindor, miecz Gryffindora: nie myślisz, że Dumbledore oczekiwałby, byś jakoś to połączył?”
“Ach tak...”
Harry nie chciał przyznać, że w ogóle nie myślał o mieczu, kiedy sugerował, żeby wybrali się do Doliny Godryka. Dla niego, powodem podróży do wioski były groby jego rodziców, dom, w którym ledwo uciekł przed śmiercią i osoba Bathildy Bagshot.
“Pamiętasz, co mówiła Muriel?” spytał w końcu.
“Kto?”
“Wiesz” zawahał się. Nie chciał wypowiadać imienia Rona. “Ciotka Ginny. Na ślubie. Ta, która mówiła, że masz chude kostki.”
“Och,” powiedziała Hermiona. To była kłopotliwa chwila: Harry wiedział, że wyczuła imię Rona w powietrzu. Kontynuował prędko:
“Powiedziała, że Bathilda Bagshot nadal mieszka w Dolinie Godryka.”
“Bathilda Bagshot” , mruknęła Hermiona, przebiegając palec wskazującym ponad wytłoczonym imieniem Bathildy na przedniej okładce Historii Magii. “Cóż, sądzę-“
Zaparło jej dech tak gwałtownie, aż Harry'emu przewróciło wnętrzności, wyciągnął różdżkę, spoglądając wokół wejścia, oczekując ujrzeć rękę przedzierającą się przez klapę, ale nic tam nie było.
“Co jest?” powiedział, na wpół z gniewem, na wpół z ulgą. “Dlaczego to zrobiłaś? Myślałem, że zobaczyłaś co najmniej Śmierciożercę otwierającego namiot-“
“Harry, a jeśli Bathilda ma miecz? A jeśli Dumbledore powierzył go jej?”
Harry rozważył tę możliwość. Bathilda była niezmiernie starą kobietą i, według Muriel, była całkiem “zramolała”. Czy to możliwe, by Dumbledore ukrył u niej miecz Gryffindora? Jeżeli tak, Harry poczuł, że Dumbledore zostawił dużą działkę szczęściu: Dumbledore nigdy nie ujawnił, że zastąpił miecz fałszywym, ani nie wspomniał o przyjaźni z Bathildy. Teraz, jednakże, nie była odpowiednia chwila na podważanie teorii Hermiony, nie, kiedy była tak zaskakująco skłonna, by zgodzić się z najdroższym życzeniem Harry'ego.
“Tak, mógłby to zrobić! A więc wybieramy się do Doliny Godryka?”
“Tak, ale musimy to dokładnie zaplanować, Harry.” Siedziała teraz prosto i Harry mógł powiedzieć, że perspektywa posiadania w końcu planu podniosła ją na duchu, tak bardzo, jak jego.
“Na początek, będziemy musieli poćwiczyć wspólną Deportację pod Peleryną Niewidką i rozsądnym byłoby również powtórzenie Zaklęcia Kameleona, chyba że uważasz, że powinniśmy iść na całość i użyć Eliksiru Wielosokowego? W takim wypadku będziemy musieli zdobyć od kogoś włosy. Właściwie myślę, że tak będzie lepiej Harry, im lepsza nasza przykrywka, tym lepiej...”
Harry pozwolił jej mówić, kiwając głową i zgadzając się, kiedykolwiek słyszał przerwę, ale
jego umysł opuścił rozmowę. Pierwszy raz odkąd odkrył, że miecz u Gringotta był fałszywym, czuł się podekscytowany.
Właśnie miał wybrać się do domu, powrócić do miejsca, w którym miał rodzinę. W Dolinie Godryka, gdyby nie Voldemort, dorastałby i spędziłby każde szkolne wakacje. Mógłby zapraszać do domu przyjaciół... Mógłby mieć nawet braci i siostry... To jego mama zrobiłaby mu tort na siedemnaste urodziny. Życie, które utracił, rzadko kiedy wydało się takie prawdziwe, jak w tym momencie, w którym wiedział, że właśnie miał zobaczyć miejsce, które zostało mu odebrane. Gdy Hermiona poszła do łóżka tej nocy, Harry po cichu wyciągnął swój plecak z ozdobionej koralikami torby Hermiony, a z niego, album ze zdjęciami, który Hagrid dał mu tak dawno temu. Pierwszy raz od miesięcy, przejrzał stare zdjęcia swoich rodziców, uśmiechających się i machających do niego ze zdjęć, które były wszystkim, co mu po nich pozostało.
Harry chętnie wyruszyłby do Doliny Godryka następnego dnia, ale
Hermiona miała inne pomysły. Przekonany, że Voldemort oczekuje powrotu Harry'ego do miejsca śmierci jego rodziców, była zdecydowana, aby wyruszyć dopiero wtedy, gdy będą pewni, że mają najlepsze przebranie, jak to tylko możliwe. Dlatego właśnie dopiero tydzień później - gdy tylko ukradkiem zdobyli włosy niewinnych mugoli, którzy robili świąteczne zakupy i przećwiczyli Aportację i Deportację wspólnie pod Peleryną Niewidką - Hermiona zgodziła się wyruszyć.
Mieli się Aportować w wiosce pod przykryciem nocy, więc dopiero późnym popołudniem wypili Eliksir Wielosokowy, Harry przekształcił się w łysiejącego mugola w średnim wieku, a Hermiona w jego drobną i raczej mysią żonę. Ozdobiona koralikami torba, zawierająca cały ich dobytek (oprócz Horkruksa, który Harry nosił na szyi), została schowana do wewnętrznej
kieszeni zapinanego na guziki płaszcza Hermiony. Harry narzucił na nich Pelerynę Niewidkę i ponownie wkroczyli w przytłaczającą ciemność. Z sercem podchodzącym mu pod gardło, Harry otworzył oczy. Stali trzymając się za ręce na pokrytej śniegiem ulicy, pod ciemnoniebieskim niebem, na którym już słabo migotały pierwsze gwiazdy. Wiejskie domki stały po obu stronach wąskiej drogi, Bożonarodzeniowe dekoracje błyszczały w ich oknach. Niedaleko przed nimi, światło złotych latarni ulicznych wskazywało centrum wioski.
“Cały ten śnieg!” Hermiona szepnęła pod płaszczem. “Dlaczego nie pomyśleliśmy o śniegu? Po wszystkich naszych zabezpieczeniach, zostawimy ślady! Będziemy musieli się ich pozbyć
- idź przodem, ja to załatwię-”
Harry nie chciał wkraczać do wioski jak koń w pantomimie, starając się pozostać w ukryciu, magicznie zacierając za sobą ślady.
“Zdejmijmy Pelerynę,” powiedział Harry, a kiedy zobaczył ją przestraszoną dodał, “Och,
daj spokój, nie wyglądamy jak my, a w pobliżu nikogo nie ma.”
Schował Pelerynę pod kurtką i dalej posuwali się do przodu niestrudzenie, lodowate powietrze kłuło ich twarze, w miarę jak mijali kolejne domki. Każdy z nich mógł być tym, w którym James i Lily kiedyś mieszkali albo gdzie mieszka teraz Bathilda. Harry przyglądał się drzwiom wejściowym, zaśnieżonym dachom i oblodzonym gankom, zastanawiając się, czy pamiętał którykolwiek z nich, wiedząc głęboko w środku, że to niemożliwe, że miał ledwie ponad rok, kiedy opuścił to miejsce na zawsze. Nie był nawet pewien, czy będzie w stanie zobaczyć dom w ogóle; nie wiedział, co działo się, gdy podlegający czarowi Fideliusa umierali. Wtedy mały pas ruchu, wzdłuż którego szli, zakręcił w lewo i ukazał się im niewielki plac będący centrum wioski.
Otoczone dookoła kolorowymi światłami, w centrum było coś, co wyglądało jak pomnik wojenny, częściowo zasłonięty przez przewróconą wiatrem choinkę. Znajdowało się tam kilka sklepów, urząd pocztowy, pub i mały kościół, którego witraże świeciły kryształowo-jasnym światłem poprzez plac.
Śnieg był tutaj przydeptany, twardy i śliski w miejscach, gdzie ludzie chodzili po nim cały dzień. Mieszkańcy mijali się przed nimi, ich sylwetki lekko oświetlone przez latarnie. Słyszeli urywki śmiechu i muzyki, gdy drzwi pubu otwierały i zamykały się; Następnie usłyszeli, jak rozpoczęły się kolędy wewnątrz małego kościoła.
“Harry, myślę, że jest Wigilia!” powiedziała Hermiona.
“Jest?”
Stracił rachubę czasu; nie widzieli gazety od tygodni.
“Jestem pewna, że tak,” powiedziała Hermiona, spoglądając na kościół. “Oni... oni tam
będą, nieprawdaż? Twoja mama i tata? Widzę za nim cmentarz.”
Harry poczuł dreszczyk czegoś, co było silniejsze od podekscytowania, czegoś bardziej jak lęk. Gdy już był tak blisko, zastanowił się, czy nadal chce ich zobaczyć. Być może Hermiona wiedziała, jak on się czuje, ponieważ złapała go za rękę i po raz pierwszy zaczęła prowadzić, ciągnąc go do przodu. Jednak w połowie placu stanęła całkowicie.
“Harry, spójrz!”
Wskazywała na pomnik wojenny. Przemienił się gdy go mijali. Zamiast obelisku pokrytego nazwiskami, stał posąg trzech osób: mężczyzny z niepoukładanymi włosami i w okularach, kobiety z długimi włosami i miłą, ładną twarzą i chłopczyka siedzącego na rękach jego matki. Śnieg leżał na ich głowach, jak puszyste, białe czapki.
Harry podszedł bliżej, wpatrując się w twarze jego rodziców. Nigdy nie wyobrażał sobie, że będzie tu posąg... Jak dziwnym było zobaczenie siebie wyrzeźbionego w kamieniu, szczęśliwe dziecko bez blizny na jego czole...
“Chodźmy” powiedział Harry, kiedy się już napatrzył i skierowali się znów w stronę kościoła. Gdy przechodzili przez ulicę, obejrzał się przez ramię; posąg obrócił się w pomnik wojenny.
Śpiew stał się głośniejszy, kiedy zbliżyli się do kościoła. Sprawiło to, że Harry'emu zaschło w gardle. Przypominał mu tak bardzo o Hogwarcie, o Irytku ryczącym niegrzeczne wersje kolęd z wnętrza zbroi, o dwunastu choinkach w Wielkiej Sali, o Dumbledorze mającym na sobie beret, który wygrał z petardy-niespodzianki, o Ronie w swetrze robionym na drutach...
W wejściu na cmentarz była bramka. Hermiona otworzyła ją tak cicho, jak to było możliwe i przeszli przez nią. Po obu stronach śliskiej ścieżki prowadzącej do drzwi kościoła, śnieg leżał głęboki i nietknięty. Poruszali się przez śnieg, rzeźbiąc głębokie rowy za nimi, gdy szli wokół, trzymając się cieni pod błyszczącymi oknami.
Za kościołem, rząd przy rzędzie, ośnieżone nagrobki wystawały spod bladoniebieskiego koca, który został splamiony blaskiem czerwieni, złota i zieleni, w miejscach, gdzie odbicia malowanego szkła padały na śnieg. Trzymając rękę mocno na różdżce w kieszeni kurtki, Harry ruszył w kierunku najbliższego grobu.
“Spójrz tutaj, tu leży Abbott, może jakiś daleki krewny Hanny!”
“Mów ciszej.” poprosiła go Hermiona.
Brodzili coraz dalej w głąb cmentarza, dłubiąc ciemne ślady w śniegu za sobą, schylając się, by spojrzeć na słowa na starych nagrobkach,


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Aniołki z piekła rodem xD Strona Główna -> Harry Potter ;] Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin